Pan Jan ma teraz tylko jedno marzenie: - Chciałbym, żeby nie rozdzielano dzieci po mojej śmierci - mówi. - Żeby zaopiekowali się nimi dobrzy ludzie.
Kiedy odeszła od niego żona i Jan Szweda musiał sam opiekować się czwórką rodzeństwa, myślał, że spotkał ich prawdziwy dramat. Niestety, okazało się, że los postanowił tę rodzinę doświadczyć jeszcze bardziej. Norbert (14 l.), Mateusz (10 l.) Dawid (8 l.) i Laura (7 l.) niedługo zostaną sami...
Prawdziwy dramat rozpoczął się rok temu. Okazało się wtedy, że dokuczliwy ból w płucach to nie przewlekła grypa ani zapalenie. To rak i to bardzo złośliwy.
- Gdy dowiedziałem się, że prawdopodobnie nie dożyję świąt Bożego Narodzenia, strach ścisnął mnie za gardło - opowiada mężczyzna. Ale - jak szybko dodaje - zaraz się opanował. - No bo tyle jeszcze spraw do załatwienia... Kończy się rok szkolny. Laura jedzie na wakacje. Norbert wyjeżdża na Wolin na obóz. Mateusz i Dawid wybierają się nad morze. Muszę im kupić rzeczy... ubranka - mężczyzna ukradkiem ociera oczy.
Przeczytaj koniecznie: Słupsk ODDAM DZIECKO - 24-letnia Monika, matka małego Oliwiera: Muszę oddać dziecko, bo jestem biedna
Pan Jan wie, że ciężko będzie spełnić jego marzenie. Trudno znaleźć kogoś, kto zaopiekuje się całą czwórką. Mimo to ojciec przekonuje, że warto. Norbert to najstarszy skarb pana Jana. Chłopiec ma zespół Downa. - To wyjątkowe dziecko. Najbardziej kochane - mówi ojciec.
Kolejny skarb to Mateusz. Nie ma żadnych wątpliwości, że chłopiec w przyszłości, zostanie bankierem, prawnikiem albo politykiem. - Chłopak każdego przegada. Zdolny, dobrze się uczy, ale trzeba go pilnować - zaznacza. Dawid ma osiem lat. Jest uparty. Mało mówi. To urodzony sportowiec. Lubi rywalizację. Na pewno zostanie mistrzem świata, niezależnie od tego, jaką dyscyplinę wybierze.
Najmłodsza Laura chodzi do zerówki. W przyszłości chce być aktorką. - To straszna gaduła, ale jaka słodka - mówi dumny z córeczki tata.
Dzieci pana Jana dobrze się uczą. W szkole, do której chodzą, wszyscy znają historię państwa Szwedów. Nikt nie powie o ojcu złego słowa.
- Póki byłem zdrowy, to mogłem pracować - opowiada. - Teraz nie mam już sił. Mam za to dużo czasu, żeby rozmawiać z dziećmi... O śmierci. I o przyszłości.