Umrę, żeby moja córka mogła żyć

2009-10-31 2:00

Oto, co znaczy ojcowska miłość. Tomasz Stanisławski (42 l.) z Zaniemyśla (woj. wielkopolskie), choć sam jest chory na stwardnienie rozsiane, dla swojej chorej córki Patrycji (14 l.) zrobi dosłownie wszystko. Żeby zapewnić jej kosztowną rehabilitację, jest w stanie zrezygnować nawet z własnego leczenia... A to oznacza, że umrze.

Gdy pan Tomasz patrzy na swoją córkę Patrycję, w głowie ma tylko jedno: zrobić wszystko, żeby dziecko nie cierpiało. Dziewczyna jest po skomplikowanej operacji kręgosłupa. Ma wszczepiony implant. Bez tego nie mogłaby normalnie funkcjonować. Każdy krok sprawia jej ból. Teraz najważniejsza jest specjalistyczna rehabilitacja, a na tę refundowaną przez NFZ dziewczyna musiałaby czekać nawet kilkadziesiąt miesięcy. - Wtedy jednak będzie za późno. Dziecku grozi trwałe kalectwo, dlatego sami musimy opłacić rehabilitację - mówi pan Tomek, który nie ukrywa, że będzie wtedy musiał zrezygnować z kosztownego leku utrzymującego go przy życiu. Za kilka miesięcy NFZ nie będzie już refundował jego kuracji, która miesięcznie kosztuje aż 4 tysiące złotych! A rodziny Stanisławskich nie stać na leki dla ojca i córki.

- Jeśli trzeba będzie, poświęcę się, bo nie wyobrażam sobie, że mógłbym zrobić inaczej - mówi. Każdy, kto chciałby wspomóc rodzinę w opłaceniu rehabilitacji 14-letniej Patrycji, może się kontaktować z panem Tomaszem pod numerem telefonu 0604-432-329 (po godz. 16).

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają