"Super Express": - Jaki pomysł na przewodnictwo w Unii Europejskiej mają Czesi, szczególnie w obliczu kryzysu ekonomicznego?
Alexander Vondra: - Najważniejsze jest to, żeby państwa członkowskie UE działały solidarnie. Solidarność to przecież zasada, wartość, która leży od początku u podstaw integracji europejskiej. Powinna ona obowiązywać nie tylko w czasie spokoju i dobrobytu, ale szczególnie w obecnym, trudnym okresie. Warto również pamiętać, że ta solidarność nie może istnieć bez odpowiedzialności - odpowiedzialności wszystkich krajów za całość Unii. Niestety, dziś ta fundamentalna zasada została wystawiona na wielką próbę. Ma to związek przede wszystkim z kryzysem ekonomicznym, który opanował całą UE.
- Jak ten kryzys wartości się objawia?
- Zdaniem przedstawicieli prezydencji czeskiej jakakolwiek obecna czy przyszła akcja podjęta przez którekolwiek z państw członkowskich nie może się odbywać kosztem innych państw i narodów Unii. Także finanse publiczne krajów UE nie powinny być niszczone przez tworzenie długów, na których spłatę nie ma szans. Ale tu nie chodzi tylko o ekonomię, kwestie finansowe, ale o moralność działań. Nie wolno nam o tym zapominać w imię teraźniejszości, ale też, a może przede wszystkim, dla dobra przyszłych pokoleń. Po to właśnie zorganizowaliśmy ostatni szczyt w Brukseli, by znaleźć europejską zgodę w kwestiach kluczowych dla wszystkich 27 krajów.
- Jak pan ocenia zachowania prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy'ego, który już w trakcie sprawowania przez Czechy prezydencji w UE pokazywał, że w dalszym ciągu chce być głównym graczem na europejskiej scenie? Kryją się za tym m.in. preferencje dla francuskiego przemysłu...
- Przedstawiciele czeskiej prezydencji uważają za wyjątkowo istotne to, by wszystkie kraje członkowskie UE respektowały zasady panujące na wewnętrznych rynkach państwowych. Te zasady przyniosły dobrobyt Unii i ten dobrobyt może powrócić. Warunkiem jest jednak to, że obecny sposób funkcjonowania gospodarki rynkowej nie zostanie zniszczony. Dlatego musimy zrobić wszystko, aby nie dopuścić do takiej sytuacji. Pamiętajmy, że Unia Europejska to więcej muszkieterów niż tylko trzech, w rzeczywistości Unia to dwudziestu siedmiu muszkieterów. I z całą pewnością powinniśmy trzymać się motta muszkieterów: "Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego". Czy też, używając bardziej współczesnej retoryki, obecną sytuację można porównać do meczu piłkarskiego, którego akcja nagle nabrała tempa. Wkrótce może okazać się, że na każdego z nas czyha więcej pokus niż dotychczas, ale właśnie dlatego teraz, bardziej niż kiedykolwiek, potrzebujemy jasno określonych reguł gry.
- Poseł do Parlamentu Europejskiego Daniel Cohn-Bendit w wywiadzie dla "Super Expressu" stwierdził, że receptą na silną Unię Europejską, która wygra walkę z kryzysem, jest ratyfikacja traktatu lizbońskiego. Nie zrobili tego do tej pory Irlandczycy, Niemcy i Czesi. Dlaczego nie potraficie dojść do consensusu w tej sprawie?
- W przeszłości ratyfikacja każ-dego kolejnego traktatu unijnego zajmowała mniej więcej dwa lata. Jeśli chodzi o traktat lizboński, właśnie minęło 14 miesięcy, odkąd nad jego przyjęciem zaczęły debatować państwa członkowskie UE. W Republice Czeskiej od początku prace związane z ratyfikacją tego dokumentu biegły według ściśle ustalonego porządku. Najpierw czeski Trybunał Konstytucyjny oceniał zgodność traktatu z naszą konstytucją, zasięgaliśmy opinii najlepszych ekspertów w tej dziedzinie. Bazując na tych ustaleniach, trzy tygodnie temu niższa izba czeskiego parlamentu ratyfikowała traktat lizboński. Teraz w najbliższych miesiącach spodziewam się głosowania w Senacie. Chciałem zdecydowanie podkreślić, że wszystkie kroki, które musieliśmy podjąć w tej sprawie, nie były czasem straconym. W żadnym wypadku nie możemy mówić o niepotrzebnych formalnościach, ale był to wyraz demokracji i naszej odpowiedzialności za przyszłe pokolenia. W międzyczasie bardzo blisko współpracowaliśmy z Irlandczykami. Wszystkie nasze działania prowadzą do tego, aby do końca tego roku uzyskać pozytywny wynik w głosowaniu nad traktatem lizbońskim.
- Czy duże lub - inaczej mówiąc - stare kraje członkowskie nadal naciskają na wasze władze i pouczają was, jak powinniście prowadzić sprawy europejskie? Pamiętamy wizytę przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Hansa Gerta Poetteringa i wspomnianego już Daniela Cohn-Bendita u prezydenta Czech Vaclava Klausa na Hradczanach...
- No cóż, każdy od czasu do czasu spotyka się z jakimiś naciskami. Muszę jednak podkreślić, że dzięki doświadczeniom z przeszłości my, Czesi, radzimy sobie z takimi sytuacjami. Poza tym wkrótce odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego i wydaje mi się, że właśnie dlatego niektórzy robią wszystko, by znajdować się w centrum wydarzeń. Pamiętajmy także, że takie zachowanie również jest częścią demokracji. Uważam jednak, że Czechy przez ostatnie kilka tygodni udowodniły, iż bez znaczenia jest to, ile lat spędziło się w społeczności europejskiej, by wystarczająco dobrze pojmować zasady panujące w UE i rolę, jaka łączy się ze sprawowaniem prezydencji. Dodam tylko, że możemy pochwalić się doskonałą współpracą z Radą i Komisją Europejską.
Alexander Vondra
Wicepremier Republiki Czeskiej do spraw europejskich, były minister spraw zagranicznych, czeski dysydent, sygnatariusz Karty 77