"Super Express": - Na temat przemian 1989 r. rozmawialiśmy z Krzysztofem Kozłowskim, ministrem w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, i z Andrzejem Gwiazdą, jednym z założycieli NSZZ "Solidarność". Dziś pytamy pana: co się wówczas wydarzyło?
Bogdan Borusewicz: - Rozmowy Okrągłego Stołu - czyli władzy z opozycją - były możliwe dzięki spotkaniom w Magdalence, gdzie powstała zasadnicza konstrukcja tematów i metod pracy nad nimi. To fakty powszechnie znane.
- Powszechnie znane, ale różnie oceniane. Na ile w tych przemianach uczestniczyło społeczeństwo, a na ile elity opozycji i elity reżimu?
- Motorem przemian było społeczeństwo, wyrażając swoją wolę w manifestacjach, strajkach, protestach, działając w podziemiu, ale rozmowy na temat zmian prowadzili reprezentanci solidarnościowej opozycji z ówczesną władzą.
- PZPR też była organizacją masową. I nie wszyscy jej członkowie zasiedli przy stole...
- Mówienie o elicie i "całej reszcie" - przynajmniej w odniesieniu do opozycji - jest podziałem sztucznym. Prowadząc działalność konspiracyjną, byłem na pierwszej linii - tak jak ci wszyscy, którzy chodzili na demonstracje, kolportowali bibułę i książki wydawane w drugim obiegu. Ukrywanie się za czyimiś plecami nie było możliwe. Ci, którzy rozpoczęli rozmowy - czyli Lech Wałęsa i ludzie stojący najbliżej niego - reprezentowali cały ruch Solidarności, który działał od 10 lat. Nikt wówczas nie miał co do tego wątpliwości.
- A jednak w pierwszych wyborach - decyzja o ich rozpisaniu zapadła przy Okrągłym Stole - udziału nie wzięła jedna trzecia Polaków. Czy to nie dziwna reakcja narodu, który był spragniony wolności?
- Najważniejsze jest to, że ta frekwencja była wystarczająca do tego, aby opozycja te wybory wygrała.
- A może co trzeciego Polaka uprawnionego do głosowania zniechęcało to, że do kształtowania nowej rzeczywistości pretendują, obok opozycji, również komuniści?
- To nie ten powód. Ludzie byli zmęczeni latami walki - nieraz bardzo ostrych starć. Również tym, że dziesiątki tysięcy osób wyrzucono z pracy, tysiące osadzono w więzieniach. Sam widziałem, jak spadła aktywność społeczna. O wiele trudniej było mi działać - organizować logistykę, wsparcie. Dlatego uważałem, że trzeba poczekać z rozmowami, żeby kolejna fala strajków tę aktywność wzmocniła.
- Solidarność prowadziła walkę metodami bezkrwawymi. Najdoskonalszą bronią w takiej walce jest możliwość oddania głosu, który - w masie takich samych głosów - ma moc sprawczą. Jeden z naszych wczorajszych rozmówców, Andrzej Gwiazda, uznał tę możliwość za pozorną - został w domu, bo raziła go obecność komunistów na listach...
- Miał prawo do takiej decyzji. Ale przypomnę, że kiedy on zdecydował się pójść do wyborów - ubiegając się w wolnej Polsce o urząd senatora - to na jego osobę zagłosowało tylko parę tysięcy osób. Może dlatego, że zajął takie a nie inne stanowisko wcześniej - stanowisko zupełnie niezrozumiałe dla reszty społeczeństwa.
- Los Andrzeja Gwiazdy i kilku innych twórców Solidarności kontestujących drogę, którą Polska poszła po 1989 roku, przypomina obiegowe powiedzenie: co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr. "Super Express" nie trzyma się bezrefleksyjnie prawd oficjalnych, dlatego - odwołując się do zasług Andrzeja Gwiazdy - wysłuchaliśmy jego opinii na temat tego, jak sobie wyobrażał idealne rozwiązanie w schyłkowym okresie PRL. Nie było w nim miejsca na Okrągły Stół...
- Andrzej Gwiazda jest inżynierem. Umysł ścisły nie powinien poruszać się w świecie fikcji.
- A może jednak lepiej było poczekać z układaniem się z władzą? Po co cucić zawodnika, który już leży na deskach i proponować mu remis?
- Jak już mówiłem, ja uważałem, że należy poczekać - trochę poczekać. Ale to nie oznaczało, że przewidywałem, iż Związek Sowiecki zaraz się rozpadnie. Jeżeli ktoś mówi, że przewidywał taki bieg wydarzeń, jest to projekcja stanu jego dzisiejszej wiedzy w przeszłość. W samej Służbie Bezpieczeństwa było 32 tysiące funkcjonariuszy, do tego jeszcze inne służby - ponad sto tysięcy osób pod bronią do dyspozycji ówczesnej władzy. To była prawdziwa siła.
- A jak pan sobie tłumaczy to, że niebawem ludzie reżimu powrócili - w innych barwach - do pełni władzy. Mam na uwadze zwycięstwo SLD i prezydenturę Aleksandra Kwaśniewskiego...
- Walczyłem o wolność także dla przeciwników tej wolności. Demokracji nie da się podzielić.
- Idealizm Woltera: "Nie zgadzam się z żadnym słowem, które pan wypowiada, ale zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby mógł pan te słowa wypowiadać". Ale skąd się wzięła akceptacja społeczna dla powrotu starych sił?
- Tego nie wiem. Społeczeństwo miało wolny wybór i z niego skorzystało. Zresztą niedługo później postkomuniści ponieśli wyborczą klęskę.
Bogdan Borusewicz
Marszałek Senatu. W PRL członek KOR, WZZ Wybrzeża, NSZZ "Solidarność", uczestnik strajku w Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 r.