Do zgwałcenia upośledzonej 26-latki upośledzonej miało dojść w listopadzie w 2016 roku. Kobieta wyszła poszła na cmentarz, aby pomodlić się i zapalić znicze na grobie ojca. Wtedy miała spotkać 51-letniego mężczyznę, którego wcześniej już znała. Potem wróciła do domu z płaczem i nie chciała powiedzieć, co jej się stało. O swej traumie opowiedziała dopiero dzień później, na spotkaniu z psychologiem. Rodzina twierdzi, że zna sprawcę - wcześniej wymieniał u nich piec.
- Rozmawiałam też z tym sąsiadem. Przyjechał do nas do domu. Mówił, że to nie był gwałt. Że córka chciała i on to zrobił. Prosił, żeby sprawy nie nagłaśniać. Obiecał, że jeśli będzie dziecko, to on pomoże w jego wychowaniu. 26 stycznia zaczął się jednak wypierać ojcostwa. Ktoś go pewnie namówił. Mówił, że córka się szlajała też z innymi. Wtedy postanowiłam zgłosić sprawę gwałtu na policji. Zrobiłam to dzień później. Od tego czasu nic się jednak nie dzieje. Śledczy nas zupełnie zlekceważyli. Nawet córki nie przesłuchali - powiedziała w rozmowie Dziennikiem Wschodnim matka 26-letniej kobiety.
Co innego uważają jednak śledczy - postępowanie w tej sprawie zostało wszczęte 1 lutego, zaś upośledzona kobieta ma zostać przesłuchana przed sądem w towarzystwie psychologa. Matka kobiety przyznaje, że zajmie się dzieckiem. Jak jednak podkreśla, liczy, że mundurowi zajmą się tą sprawą.
ZOBACZ TEŻ: Szokujące podejrzenia sławnego lekarza: Rosjanie OTRULI Hillary Clinton