Edward Giek (61 l.) z Gdyni umarłby na zawał serca na kutrze, gdyby nie błyskawiczna pomoc dzielnego ratownika Dariusza Szymańskiego (42 l.) ze śmigłowca Anakonda. - Nie mogę uwierzyć, że jego już nie ma - mówi zasmucony rybak.
- Jechałem do domu z zakupami, kiedy w samochodzie usłyszałem o tym wypadku. Tak sobie od razu pomyślałem, oby tym ratownikiem nie był Darek. To jemu zawdzięczam życie - mówi Edward Giek (61 l.) z Gdyni.
- Miałem zawał serca na kutrze. Nie było czasu na powrót do portu. Szyper powiadomił ratowników. Anakonda przyleciała błyskawicznie, a w niej Darek. Wciągnął mnie do śmigłowca i udzielił pierwszej pomocy - opowiada rybak. Dariusz Szymański służył w 28. eskadrze lotniczej w Gdyni od 18 lat. Kochał swój zawód. Podczas powodzi w 1997 roku poleciał ratować ludzi na południe Polski.
Razem z kolegami ewakuował prawie 300 osób z zalanych terenów. - Nie mógł spokojnie patrzeć na ludzką krzywdę. Ratowanie miał we krwi - mówi Stanisław Czujkowski (39 l.), kolega z eskadry.