- Było już po godz. 23, gdy ze snu wyrwał mnie jakiś trzask. Dziwne, bo sen mam twardy i raczej trudno mnie obudzić. A tym razem jakaś tajemna moc sprawiła, że ledwie drzemałem - opowiada ksiądz Marcin, wikariusz przy kościele pw. św. Wojciecha. Gdy otworzył oczy, ogień ogarniał już sypialnię. Niewiele myśląc, chwycił figurkę z nocnego stolika i wbiegł w ogień, który odcinał mu drogę.
Zobacz: Rolnik okradziony przez komornika: Oddajcie mój ciągnik!
- Myślałem tylko o tym, żeby wydostać się z tego piekła i obudzić księdza Stefana, który też był na plebanii - mówi ksiądz Marcin. Udało się. Obaj ocaleli, choć nie obyło się bez szpitala, gdzie trafił podtruty dymem ksiądz Marcin. - Czuwają nad nami święci! - nie ma wątpliwości duszpasterz. I przypomina inny zadziwiający przypadek. Późną jesienią proboszcz tej samej parafii ks. Piotr T. przewoził autem figurę Matki Boskiej. Na zakręcie wóz wypadł z drogi i dachował. Została z niego miazga, ale księdzu nic poważnego się nie stało. Figura też wyszła z wypadku bez jednego draśnięcia!
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail