Uratował sarenkę i... zostanie ukarany!

2007-12-21 20:51

Głupia i bezwzględna urzędnicza machina przeciw biednemu, dobrodusznemu człowiekowi. I za co to wszystko? Za małą sarenkę, którą Zenon Mas (45 l.) uratował przed niechybną śmiercią. Za okazanie dobrego serca ściga go teraz sąd!

Zenon Mas (45 l.) z Nowej Wsi pod Oświęcimiem (Małopolska) jest załamany tym, co go spotkało. - Mam dość urzędników, mam dość sądów i tego kraju. Już lepiej będzie, jak się stąd wyprowadzę. Choćby na Białoruś - załamuje ręce. Zwątpił we wszystko. Teraz wie, że dobro się nie opłaca.

Gdy w czerwcu z żoną jechał samochodem na Słowację, natknął się na wypadek drogowy. Na drodze konała ranna sarenka. Mała miała ledwie tydzień.

Pan Zenon nie mógł zostawić zwierzęcia. Zamiast jechać na Słowację, wrócił do domu z osieroconą sarenką. Przez trzy miesiące opiekował się małą. Dał jej na imię Basia. Sierotka jest wdzięczna swojemu panu za uratowanie przed śmiercią. Co innego ludzie...

Kogoś kuła w oczy dobroć pana Zenona i napisał do nadleśnictwa paskudny paszkwil. Ktoś "wrażliwy" napisał, że sarna przechowywana jest w złych warunkach. Nadleśnictwo w Andrychowie ochoczo zajęło się sprawą. Finał? Pan Zenon stanął przed sądem. Za co? Bo nie miał zezwolenia na posiadanie dzikiego zwierzęcia!

Przerażony pan Zenon pojechał wczoraj posłusznie na rozprawę. Choć grozi mu aż 5 tys. złotych kary, odważnie stawił się w gmachu sądu. I co? I nic! Sprawa się nie odbyła, bo w sądzie nie stawili się ludzie z nadleśnictwa. Sprawę przeniesiono na 22 stycznia.

- Straciłem przez nich święta, jestem na zasiłku wychowawczym i przyjechałem do sądu. Nikt mnie nie pytał czy mam czas - żali się mężczyzna. A nadleśnictwo? Nawet nie chciało im się przyjechać do sądu. . - Nie chcemy chłopu robić krzywdy. Chodzi tylko o to, by sarna była w dobrych warunkach - urzędniczym językiem tłumaczy się Jerzy Potocki z nadleśnictwa w Andrychowie. Dla niego liczy się tylko prawo.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki