Dał z siebie wszystko, niestety, okazało się to za mało. Zdołał wyciągnąć na brzeg kolegów, nie ocalił jednak swojego braciszka. - Zabrakło mi siły, nie dałem rady. Naprawdę... - opowiada zapłakany.
Tamtego popołudnia niebo nad Szudziałowem (woj. podlaskie) było bezchmurne. Krzysiek razem z przyjaciółmi: Jaśkiem i Andrzejem, postanowili ochłodzić się w pobliskim stawie. Chłopcy zignorowali wywieszoną na ogrodzeniu tabliczkę zakazującą kąpieli. Ze śmiechem skoczyli w zdradziecką toń.
Wystarczyła chwila, a cała trójka straciła grunt pod stopami i zaczęła tonąć. Zabawa zamieniła się w walkę o życie. Wrzeszczeli, machali rękoma, desperacko próbowali wspinać się na stromy i śliski brzeg - na próżno. Wydawało się, że nie ma dla nich ratunku... Ich rozpaczliwe wołania o pomoc usłyszał przechadzający się niedaleko młodszy brat Krzysztofa, Pawełek (10 l.). Szybko dobiegł do stawu, uczepił się jedną ręką trawy rosnącej na brzegu, a drugą podawał tonącym chłopakom.
- Wyciągnąłem Jaśka i Andrzeja - opowiada dzielny Pawełek. - Oni uciekli, wystraszyli się, a ja próbowałem ratować Krzyśka, ale nie mogłem go dosięgnąć. Starałem się... Naprawdę... - oczy chłopczyka zalewają się łzami.
Niestety, Pawełkowi zabrakło sił na ocalenie brata. Walczył jednak do końca. Kiedy bezwładne ciało Krzysia poszło na dno stawu, co sił w nogach pognał do domu i wezwał pogotowie. Było już jednak za późno. Ciało chłopaka przykrył gęsty, zalegający dno stawu muł.
Dopiero kiedy z sadzawki wypompowano wodę, można było wyciągnąć martwego Krzysia.
Marzena Kołnierowicz (38 l.), mama zmarłego Krzysia, jest załamana stratą ukochanego syna. Przytula jednak swojego Pawełka, bo wie, że bardzo starał się pomóc bratu. Pawełek bardzo przeżywa fakt, że nie zdołał uratować swojego starszego brata: - Krzysiek świetnie grał w piłkę, znał się na komputerach, razem oglądaliśmy filmy - mówi zrozpaczony.