- Wciąż nie mogę w to uwierzyć. Dlaczego?! Dlaczego to zrobiła?! - bije się z myślami zrozpaczony Sławomir Sz. (35 l.), mąż Katarzyny. - Wcześniej nic nie wskazywało na to, że przeżywa poród, że jest załamana, że coś ją dręczy. Była zadowolona i uśmiechnięta. I wpatrzona w naszą Olę!
A jednak stało się. 29 kwietnia Katarzyna zniknęła z domu rodziców, gdzie była w gościach z córeczką. Wstała przed 5.00 rano, krzątała się po kuchni, a potem wyjechała gdzieś swoją vitarą. Gdy nie wróciła do południa, jej ojciec wszczął poszukiwania.
Nazajutrz 14 kilometrów od Czemiernik, nad brzegiem Tyśmienicy policjanci znaleźli zamknięty samochód Katarzyny. - Ona świetnie znała to miejsce. Często przyjeżdżaliśmy tutaj na ryby - mówił wtedy pan Sławomir. Jeszcze wierzył, że żona odnajdzie się cała i zdrowa, choć wszystko wskazywało na to, że zdarzyło się nieszczęście.
Przez ponad tydzień przeczesywano brzegi Tyśmienicy - okolicę sprawdzano dronem, zaglądano w każdy wykrot, pod każdy krzak. Nigdzie nie natknięto się na żaden ślad po zaginionej. Wersja, że utonęła w rzece, a nurt poniósł jej ciało, stała się niemal pewna. I potwierdziła się w miniony czwartek, gdy trzy kilometry od miejsca, w którym stała vitara, strażacy odkryli w rzece ciało kobiety.
Choć Katarzyna prawdopodobnie popełniła samobójstwo, śledczy sprawdzają, czy do jej śmierci nie przyczyniły się inne osoby. - Badamy wszelkie okoliczności tego zdarzenia - mówi Barbara Salczyńska-Pyrchla z komendy policji w Radzyniu Podlaskim. A Sławomir Sz. zastanawia się, co powie Oli, gdy córeczka dorośnie.
ZOBACZ: Ciało kobiety w Warcie - czy jest to Ewa Tylman? NOWE FAKTY