Puszczykowo w Lubuskiem - to tutaj kobieta wychowała piętnaścioro dzieci. Łatwo nie było. - Mój mąż, Leszek, ciężko harował jako drwal, a ja zajmowałam się dziećmi - wspomina.
Pierwsze dziecko, Elżbietę (43 l.), pani Grażyna urodziła, kiedy miała 19 lat. Później rodziły się kolejne. Najmłodsza, Ania, ma dziś 20 lat. Jak podkreślają sąsiedzi, choć w domu Żukowskich nigdy się nie przelewało, dzieci zawsze chodziły czysto ubrane i syte. Od maleńkości matka wpajała im zasady, uczciwość, godność, aby wyrosły na porządnych ludzi. I swego dopięła.
Zajęta wychowaniem potomstwa nie miała jednak możliwości podjęcia pracy. W efekcie matka piętnaściorga dzieci pozostała bez jakichkolwiek świadczeń ze strony państwa.
Mąż Leszek jest po dwóch udarach i choruje na boreliozę. Ma emeryturę, ale bardzo niską. Dzieci pomagają, jak mogą, ale teraz, w wieku 62 lat, pani Grażyna też chciałaby mieć jakieś zabezpieczenie na starość. Skromnej kobiecie wystarczyłaby nawet kilkusetzłotowa renta specjalna. A taką, jak dowiedziała się od urzędników gminnych, może w szybkim tempie przyznać premier RP. Napisała więc do Ewy Kopacz.
"Uważam, że wydając na świat piętnaścioro dzieci, którymi zajmowałam się przez 41 lat, a które w chwili obecnej pracują dla dobra Rzeczypospolitej Polskiej i są prawowitymi obywatelami, zasłużyłam, aby otrzymywać chociażby niewielkie świadczenie emerytalne, które pozwoli mi na godziwe spędzenie reszty życia" - napisała do premier.
Przed kilku dniami otrzymała odpowiedź z Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. W piśmie czytamy, że specjalna renta przyznawana jest tylko za wybitne i niepowtarzalne osiągnięcia w jakiejś dziedzinie.
Pod matką Polką ugięły się kolana. - Urodziłam i wychowałam na porządnych Polaków piętnaścioro dzieci. I to w rozumieniu urzędników nie jest zasługa dla kraju - wzdycha.