- Były jeszcze dwa tygodnie do terminu. I do tej pory był bardzo grzeczny. Nic nie wskazywało, że przyjdzie na świat wcześniej - opowiada pani Ola, szczęśliwa mama nietypowego oseska. Aż tu nagle przyszedł czwartek, godzina dziesiąta trzydzieści - moment, kiedy Księżyc dostał się pod wpływ Wenus. Tak to na chłopca podziałało, że natychmiast postanowił zobaczyć słońce.
- To było coś dziwnego, ja nagle wiedziałam, że zaraz urodzę - wspomina jego mama. Co było robić? Narzeczony i tata chłopca jest w pracy za granicą. Kobieta więc natychmiast wezwała taksówkę.
Gdy taksówkarz Andrzej Sztuczyński (56 l.) zobaczył, że do auta podchodzi trzymająca się za brzuch ciężarna kobieta, natychmiast pomógł jej wejść i pognał do szpitala. Daleko nie mieli - jakieś 10 kilometrów. Ale mały nie miał zamiaru czekać.
Patrz też: Zgierz: Serce tego dziecka przestaje bić
Pan Andrzej nagle usłyszał, jak jego pasażerka krzyczy na całe gardło: "Główka wychodzi!". - Natychmiast zatrzymałem samochód, pobiegłem do tyłu. I faktycznie! Ten dzieciak wychodził - opowiada mężczyzna. - To była chwila! Nawet nie wiem, jak to się stało, a trzymałem na rękach to maleństwo. Położyłem je mamie na brzuchu i pobiegłem po polar, żeby je przykryć. Usłyszałem jeszcze, że płacze i się uspokoiłem. Wiedziałem, że wszystko jest dobrze - wspomina pan Andrzej, który sam ma syna. - Przy narodzinach własnego nie byłem. A tu taka przygoda - śmieje się.
Na miejsce szybko przyjechała karetka, która zawiozła mamę i jej małego rozrabiakę do szpitala. Chłopczyk jest zdrowy, waży trzy kilogramy. Została tylko kwestia, jak dać mu na imię. - Muszę z tym poczekać na powrót jego taty. Ale będę obstawała przy imieniu Andrzej, na cześć tego cudownego pana taksówkarza - mówi szczęśliwa mama.
Pan Andrzej skromnie przyznaje, że nie zrobił niczego nadzwyczajnego. I obiecuje, że od teraz będzie woził w taksówce specjalne zaciski - takie na pępowinę.