- Co pani wyprawia? - krzyczał do niej przerażony konduktor, gdy zakrwawiona opuszczała pociąg - Nic. Po prostu urodziłam dziecko - odpowiedziała mu Maria Kuś. W rozmowie z reporterem "TVN 24", kobieta zdradziła, że przedstawiciel Przewozów Regionalnych zadzwonił do niej z gratulacjami. Mała Kinga, dziecko urodzone w pociągu, do 26. roku życia będzie mogła bezpłatnie podróżować wszystkimi pociągami Przewozów Regionalnych.
Poród rozpoczął się, gdy kobieta wraz z rodziną wracała do Skarżyska Kamiennej. Maria Kuś wspomina, że narodziny Kingi trwały kilka sekund i były praktycznie bezbolesne.
Zobacz: Małgorzata Socha na poród wydała 16 tys.
- Tuż po 6 rano wyjechaliśmy pociągiem z Wrocławia. Nie zdążyłam dobrze usiąść i zaczęły się łagodne bóle. Nic nie wskazywało na to, że nadszedł już czas na poród. Zwłaszcza, że termin miałam wyznaczony na koniec listopada. Poszłam do toalety i zaczęło się - wspomina pani Maria Kuś.
Kobieta wiedziała, że nie ma nikogo, kto mógłby jej pomóc. Rodziła w pociągowej toalecie. Była zdana wyłącznie na siebie, nie dostała znieczulenia, nie było przy niej położnej i ginekologa, którzy odcięliby pepowinę. Sama rozerwała ją rekoma i owinęła córeczkę w swoją bluzę.
Zobacz: Zastępczyni szeryfa odebrała poród
Lekarze są pod wrażeniem
W Oławie kobieta i niemowlę zostały przewiezione karetką do szpitala. Tam przeszły wszystkie niezbędne badania, a lekarze byli pełni uznania dla wyczynu pani Marii.
- Takie porody są niezwykle rzadkie. Jesteśmy pełni uznania, że pani Maria sama sobie odebrała poród i zachowała zimną krew. Poradziła sobie nawet z pępowiną. Obie pacjentki mają się bardzo dobrze. Kinga waży 2300 gramów i mierzy 52 centymetry - powiedział ordynator oddziału ginekologiczno-położniczego szpitala w Oławie.