Dwie trzecie tej kwoty wystarczyłoby na pokrycie tegorocznego deficytu budżetowego państwa.
- Te dane pokazują, jak gigantycznym problemem jest rozrost biurokracji w Polsce. Kolejne rządy wciąż tylko obiecują, że będą z nią walczyć, jednak zamiast zmniejszać liczbę zatrudnionych w organach państwa, zwiększają ją. A to odbija się na stanie publicznych finansów - przekonuje ekonomista dr Ryszard Procki.
Przeczytaj koniecznie: Emerycie! Leki zdrożeją, ale przybędzie urzędników
Jak się okazuje, problem rozrastającej się biurokracji nie jest nowy. Urzędników w Polsce przybywa lawinowo od blisko 20 lat. W 1990 r., tuż po przemianach ustrojowych, w państwowych urzędach pracowało blisko 159 tys. osób. Natomiast 10 lat później było ich już 298 tys., a obecnie w administracji publicznej jest aż 427 tys. osób (245 tys. urzędników pracuje w samorządach, a 182 tys. w administracji państwowej). Jak wynika z obliczeń portalu finansowego money.pl, w administracji pracuje w sumie aż 6,2 proc. wszystkich zatrudnionych w Polsce.
- To ogromna liczba i jeszcze większe wydatki. Pokazuje to też sprawność polskich rządów, które zawsze zapowiadają walkę z biurokracją, jednak tak naprawdę nic z nią nie robią. Tak jak w przypadku tzw. jednego okienka, które miało przyspieszyć formalności związane z zakładaniem firmy. Jest jedno okienko, ale liczba urzędników nie zmalała. Co więc oni robią? - zastanawia się dr Ryszard Procki.
Walkę z rozrostem liczby urzędników zapowiadał sam premier Donald Tusk (53 l.).
- Pomimo dużych sukcesów w ciągu dwóch lat z odbiurokratyzowaniem gospodarki, jesteśmy zdeterminowani wydać jej kolejną walkę - mówił w styczniu bieżącego roku premier.
Kilka miesięcy później minister Michał Boni (56 l.) zapowiedział zwolnienia blisko 40 tys. urzędników. W czwartek jednak okazało się, że... zwolnień na razie nie będzie.
Patrz też: Polacy ufają urzędom