Urzędników nie ubywa, a zarobków mogą im pozazdrościć ci, którzy ciężko harują na budowach, w supermarketach, fabrykach, szkołach. Jak wynika z raportu szefa służb cywilnych, w ubiegłym roku ubyło zaledwie 367 z ponad 122 tys. miejsc w administracji rządowej! To nic. Nie ma też oszczędności w płacach. Jak napisał "Dziennik Gazeta Prawna", najwięcej zarabia się w ministerstwach. Średnie płace wynoszą już ponad 7 tys. zł. W porównaniu z poprzednim rokiem wzrosły nawet o 800 zł. - To dla zwykłych Polaków trudne do ogarnięcia - mówi Teresa Zdrojkowska (54 l.), salowa z Białegostoku (woj. podlaskie), która po 35 latach pracy właśnie doczekała się... obniżki pensji.
W ministerstwach najwięcej zarabiają dyrektorzy generalni - średnio 17 tys. zł. Tuż za nimi są dyrektorzy departamentów z przeciętną pensją 12,9 tys. zł. Rekordy biją też nagrody - łącznie na jednego urzędnika ministerstwa przypadło 9,2 tys. zł nagrody. Rocznie na nagrody w urzędach wydaje się blisko 600 mln złotych. - To przerażające dane. Wokół nas szaleje kryzys, a rząd nic sobie z tego faktu nie robi. Z zapewnień rządu o odchudzaniu administracji nic nie wychodzi - komentuje prof. Krzysztof Rybiński, były wiceprezes NBP.
Piotr Żgaj (40 l.), elektryk, Białystok (woj. podlaskie):
- Prywatne firmy tną koszty, zwalniają ludzi, a urzędnicy przyznają sobie podwyżki i premie! Za co? Chyba za to, że całymi dniami układają pasjanse na komputerach i plotkują przez telefony, a jak człowiek chce coś w urzędzie załatwić, to przeganiają z jednego gabinetu do drugiego. To oburzające!
Teresa Zdrojkowska (54 l.), salowa, Białystok (woj. podlaskie):
- Przepracowałam ponad 35 lat i od lat nie dostałam podwyżki, a nawet doczekałam się obniżki o 500 zł. Tyle ludzi traci pracę, młodzi wyjeżdżają za granice, ale urzędnicy o tym nie myślą, tylko przyznają sobie podwyżki i premie.
Aleksandra Molak (26 l.), pracownik biurowy w prywatnej firmie w Koszalinie:
- Pracuję trzy lata i nie miałam jeszcze żadnej podwyżki. Nie rozumiem więc, dlaczego akurat urzędnikom pensja miałby rosnąć co rok. Nie podoba mi się to, że niby mają zamrożone wynagrodzenia, ale tylko pozornie, bo nadrabiają to wzrostem premii, dodatków, które wypłacane są im bez względu na jakość ich pracy. Tak być nie powinno.
Paweł Biernacki (56 l.):
- Od ponad siedmiu lat jestem ochroniarzem w prywatnej firmie. Na koncie mam już 40 lat pracy, w tym kilkanaście w ostatnim zawodzie. I szczerze powiedziawszy, nie pamiętam, kiedy ostatni raz dostałem podwyżkę! To bezczelność, że politykom ciągle jest mało i myślą tylko o swojej sakwie, zupełnie zapominając o zwykłych ludziach. Tę władzę trzeba wymienić.
Jola Białous (47 l.):
- Jestem księgową w firmie, w której przepracowałam dwanaście lat. Zawodowo udzielam się od ponad dwudziestu. Ostatnia podwyżka? Chyba dobre osiem lat temu, potem nie było już szans na kolejną. Cieszę się, że mam pracę, którą lubię, nie chciałabym jej zmieniać. Ale samolubne podejście urzędników jest w stosunku do nas zwyczajnie nie fair!
Henryk Marlęga (57 l.):
Od 32 lat pracuję w zawodzie frezera, jestem specjalistą w swoim fachu. Ostatnią podwyżkę dostałem pięć lat temu. Nie mogę zrozumieć, skąd urzędnicy znajdują pieniądze na podwyżki i premie dla siebie, podczas gdy - odkąd pamiętam - nie mają ich dla pracowników produkcyjnych.