O bulwersującej sprawie pana Kazimierza pisaliśmy na początku czerwca. Mężczyzna od ośmiu lat walczył z rakiem prostaty. Kilka miesięcy temu lekarze uznali, że nie są już w stanie pomóc mężczyźnie, bo wyczerpali wszystkie konwencjonalne metody leczenia, a wyniki badań nie pozostawały żadnych złudzeń. - Umieram - mówił w czerwcu "Super Expressowi" chory.
Choć był w tragicznym stanie, lekarze z Powiatowego Zespołu Orzekania o Niepełnosprawności zmienili mu stopień niepełnosprawności ze znacznego, czyli najwyższego z możliwych, na umiarkowany, uznając, że jego stan... rokuje poprawę. Tę decyzję podtrzymała komisja wojewódzka w Łodzi. Skutkowało to odebraniem umierającemu mężczyźnie zasiłku pielęgnacyjnego.
Pan Kazimierz odwołał się od tych skandalicznych orzeczeń do sądu. Termin sprawy wyznaczono na drugą połowę sierpnia. - Zostało mi kilka miesięcy życia. Chcę umrzeć w poczuciu sprawiedliwości - mówił nam.
Po naszej publikacji pojawiła się szansa, że jego sprawie ponownie przyjrzy się zespół do orzekania o niepełnosprawności z jego rodzinnych Pabianic. Chory już tego niestety nie doczekał. Umarł we własnym mieszkaniu u boku swojej kochającej żony. W ubiegłym tygodniu spoczął na pabianickim cmentarzu.
Zdaje się, że urzędnicy odpowiedzialni za wydawanie orzeczeń o niepełnosprawności nic sobie do zarzucenia nie mają. - Nowotwór to choroba, która potrafi błyskawicznie się rozwijać. Widocznie gdy ten mężczyzna stawał na komisji, nie był jeszcze w tak złym stanie - rozkłada ręce Jan Pawlikowski, przewodniczący wojewódzkiej komisji z Łodzi.
- W tym kraju nawet godnie umrzeć nie można - to ostatnie słowa wypowiedziane przez pana Kazimierza w rozmowie z "Super Expressem".