Choć budynek GOPS-u wygląda, jakby miał się za chwilę zawalić, to wewnątrz codziennie pracują urzędnicy. To oni, przerażeni warunkami, poprosili nas o pomoc. - Oprócz tego, że my musimy tu siedzieć, to przecież przychodzą do nas petenci, czasami z dziećmi. Może dojść do tragedii! - żalą się. - Woda cieknie z sufitu, co chwila są przerwy w dostawie prądu. Cały budynek drży, gdy tylko prowadzone są cięższe prace, kilka razy dziennie wybiegamy na zewnątrz, bo boimy się, że zaraz się zawali - dodają.
Również petenci, którzy np. składają tam wnioski o świadczenie 500 plus, obawiają się o życie. - Weszliśmy do środka z duszą na ramieniu. Ledwo widać, tyle jest pyłu. Ale znaleźliśmy urzędnika, załatwiliśmy to, co trzeba. Mamy nadzieję, że szybko nie będziemy musieli tu wracać - mówią Liliana i Michał Garbacz.
Pracownicy kilka razy interweniowali w urzędzie miejskim, pod który podlega ich placówka. Bezskutecznie. - Kazali nam przychodzić do pracy. A jak mówiliśmy, że się boimy, że może się komuś coś stać, grożono nam zwolnieniem - usłyszeliśmy.
Zapytaliśmy wiceburmistrza Romualda Piórko, czy zna warunki panujące w GOPS-ie. Okazało się, że zna doskonale, ale ma zupełnie inne zdanie niż pracownicy i petenci. - Na dole jest przecież bezpiecznie - stwierdził krótko. Sprawą zainteresował się powiatowy inspektorat nadzoru budowlanego, który ma sprawdzić, czy warunki pracy są w tym miejscu odpowiednie.