Państwo Dyszkiewiczowie bez kłopotów mogli dzieci adoptować. Problem pojawił się jednak, kiedy postanowili najpierw zostać dla nich rodziną zastępczą. Na czym polega różnica?
- Urzędnicy poradzili nam, że takie rodziny dostają od państwa więcej pomocy. A dzieci potrzebują lekarzy. Przez koszmar swojego dzieciństwa mają problemy emocjonalne, ale też ortopedyczne - opowiada pani Iwona. - Zmieniliśmy więc wniosek na rodzinę zastępczą, ale zaznaczyliśmy, że i tak chcemy je adoptować. Pokochaliśmy je, a one nas. Niestety. Gdy o zmianie formalnych planów dowiedziało się świdnickie Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie, złożyło wniosek do sądu o... odebranie dzieci! - dodaje kobieta.
I co dziwne - sąd na to przystał! Z dnia na dzień dzieci zostały odebrane nowym rodzicom, przestały uczęszczać do przedszkola, szkoły. Ich świat się zawalił: były łzy, rozpacz.
Sprawa trafiła do sądu w Świdnicy. - Nigdy nie złożymy broni. Kochamy te dzieci, chcemy ich szczęścia - mówią zgodnie Dyszkiewiczowie. Ciekawe, że wrocławskie instytucje opiekuńcze nie widzą nic złego w tym, żeby Dyszkiewiczowie byli rodziną zastępczą. Murem za nimi stoi choćby Dolnośląski Ośrodek Adopcyjny.
PCPR nie chce z nami rozmawiać. - Nie będziemy komentować tej sprawy - ucina dyrektorka Beata Galewska.
Sędzia Agnieszka Połyniak z Sądu Okręgowego w Świdnicy zaznacza, że Dyszkiewiczowie od samego początku wiedzieli o tym, w jakim dzieci są stanie i że będą potrzebowały pomocy. - Państwo Dyszkiewiczowie nie mają kwalifikacji wymaganych przepisami prawa, by taką rodziną zastępczą zostać - mówi sędzia Połyniak. - Dlatego sąd rodzinny uchylił postanowienie o oddaniu dzieci pod pieczę małżonków i zarządził powrót dzieci do dotychczasowej rodziny zastępczej - słyszymy.