Dla Kingi Lewandowskiej, (28 l.) stanowisko zastępcy kierownika Ośrodka Pomocy Społecznej w Okonku (woj. wielkopolskie) było pracą marzeń.
- Wszystko popsuł burmistrz - Romuald D., bo zaczął się do mnie dobierać. I teraz nikt mnie w okolicy nie chce przyjąć do pracy - kobieta ze złości zaciska pięści.
Opowiada, że burmistrz już wcześniej, kiedy w urzędzie zajmowała się robotami interwencyjnymi, lubował się w opowiadaniu świńskich dowcipów. Podkreślał, że nie jest pruderyjny. Niepokoiło ją to, ale jeszcze wtedy nie wylatywał do niej z łapskami. Zaczęło się, kiedy awansowała.
- Dostałam nawet osobny gabinet. Chyba po to, żeby mógł mnie nachodzić - przypuszcza Lewandowska.
Relacjonuje, że burmistrz miał w zwyczaju wpadać do jej biura, napierać na nią cielskiem i na siłę całować.
- Bezczelnie kładł łapy na moich piersiach i składał niemoralne propozycje - opowiada kobieta.
Kiedy dowiedział się, że mąż Kingi wyjechał do Anglii i nie wraca, zaproponował swoje zastępstwo. Zarechotał, że nie chodzi mu o rąbanie drewna...
Zaciskała zęby i znosiła obleśne poczynania szefa. Ma przecież małego synka na utrzymaniu.
Gdy odrzuciła awanse burmistrza, a w jej życiu pojawił się inny mężczyzna, nagle została zwolniona z pracy.
Romulad D. twierdzi, że gmina zlikwidowała etat Lewandowskiej, bo był zbędny. - Nic, co mówi ta pani, nie jest prawdą - mówił na spotkaniu z mieszkańcami gminy. Podkreślał, że z żoną jest już 35 lat i inne go nie interesują.
Seksafera podzieliła mieszkańców Okonka. Jedni uważają, że Kinga mści się za utratę pracy i współczują burmistrzowi. Inni mówią, że była podwładna pana D. miała pecha, bo on ma słabość do ładnych kobiet.
- Sprawa jest bardzo poważna, prowadzimy śledztwo - mówi prokurator Anna Pacholik ze złotowskiej prokuratury.