Chodzi o ambasadorskie nominacje, których podobno złośliwie nie chce podpisać prezydent. Może "pierwszy" czeka na odpowiednich kandydatów? No bo gdyby tak było, to ja ze szwagrem czekamy na propozycje. Tak się złożyło, że w efekcie kiepskiej koniunktury gospodarczej zamiast w deszczowej Łebie, wylądowaliśmy w salonie szwagra. Starczyło tylko na zgrzewkę piwa. Ja bym chciał do Ghany, najlepiej tej galilejskiej - jak zwykle bystro wypalił szwagier. Głupek z niego. Przecież tam jest pełna obsada! Ja natomiast, gdyby pan prezydent nie miał nic przeciw, chcę do Peru.
I choć przyznam, że najlepszym ambasadorem tego kraju był sam premier, to jednak chcę sam na własnej skórze zobaczyć, jak opala słońce Peru.