"Super Express": - Jakie były główne cele kończącej się właśnie wizyty prezydenta Baracka Obamy w Europie?
Elmar Brok: - Wizyta ta zdecydowanie była zorientowana na aktualne potrzeby. Prezydent Obama odbywał podczas niej dużą liczba spotkań roboczych. Europa i jej amerykański przyjaciel są zainteresowani znalezieniem adekwatnych rozwiązań dla finansowego i gospodarczego kryzysu. Wizyta amerykańskiego prezydenta ma też oczywiście znaczenie symboliczne: Barack Obama po raz pierwszy, od kiedy został wybrany na prezydenta USA, uczestniczy w wysokiej rangi spotkaniach na naszym kontynencie. Wyraźnie widać, że ma świadomość najistotniejszych problemów globalnych i tego, że zaradzić im można tylko i wyłącznie dzięki wspólnej pracy, co może oznaczać nadejście oczekiwanych przez Europę zmian - m.in. wzmocnienia więzi między Unią Europejską a nową administracją w Waszyngtonie, co w obliczu kryzysu jest ważniejsze niż kiedykolwiek wcześniej.
- Jakiego rodzaju rozwiązań możemy się spodziewać?
- Mam nadzieję, że spotkania, które ma już za sobą amerykański prezydent, zaowocują odbudowaniem pewności w odniesieniu rynków i systemów ekonomicznych, a także określeniem wspólnej strategii radzenia sobie z tym kryzysem - np. wzmacnianiem takich instytucji, jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy czy Forum Stabilności Finansowej, które muszą realizować swoje zadania na przejrzystych zasadach. Musimy wyciągnąć lekcję z obecnej sytuacji i zagwarantować, że w przyszłości podobny krach rynków finansowych nie będzie miał miejsca. Wymaga to wypracowania wspólnych standardów. Wierzę, że spotkanie G20 było pierwszym krokiem w tym kierunku. Unia Europejska, moim zdaniem, była bardzo dobrze przygotowana do tego spotkania. W trakcie ostatniego posiedzenia Rady Europy, w dniach 19-20 marca, ustaliliśmy, że będziemy dążyć do stworzenia regulacji dla zarządzania systemem finansowym, ale nie akceptujemy protekcjonizmu w jakiejkolwiek postaci, ponieważ byłby to niewłaściwy sposób wychodzenia z obecnego kryzysu.
- Jakie są najważniejsze różnice dzielące Stany Zjednoczone i Unię Europejską w kwestiach gospodarczych i w kwestiach związanych z obronnością?
- Europejczycy i Amerykanie mają inne podejścia do poszczególnych tematów. Na szczęście bardzo pozytywnym sygnałem, oznaczającym zbliżanie się stanowisk Unii i Stanów Zjednoczonych w fundamentalnych dla nas kwestiach, jest nowa strategia dotycząca postępowania wobec Afganistanu, którą przyjęła administracja Obamy. Obejmuje ona zwiększenie ilości personelu cywilnego, a warto przypomnieć, że kładzenie akcentu na "soft power" jest typowo europejskim podejściem. Z tego właśnie powodu kanclerz Angela Merkel szybko zadeklarowała, że Niemcy zwiększą obecność swych służb policyjnych i służb bezpieczeństwa w Afganistanie.
- Dlaczego niektóre państwa europejskie - np. Niemcy i Francja - sprzeciwiają się stymulacji amerykańskiej ekonomii, silnie związanej z ekonomią europejską? Czy ustalenia szczytu państw G20 doprowadziły do consensusu w tej sprawie?
- Najważniejsze, że doszło do porozumienia w kwestii globalnego systemu kontrolowania rynków finansowych. Niemcy nie są przeciwko każdej stymulacji gospodarki. Przecież my też mieliśmy swój pakiet stymulujący, który biorąc pod uwagę PKB, był - wedle ustaleń Międzynarodowego Funduszu Walutowego - największym z zaproponowanych przez uprzemysłowione kraje. Ale sądzę, że w dłuższej perspektywie wielki pakiet stymulujący nie jest dobrym rozwiązaniem. A już na pewno nie można doprowadzić do tego, aby wsparcie państwowe stało się obowiązującą regułą. Trzeba dogłębnie przyjrzeć się obecnej sytuacji i dopiero wtedy wprowadzić adekwatne do niej nowe reguły. Dlatego właśnie my, Europejczycy, musimy jasno określić nasze wartości i zasady dotyczące tego, co można nazwać społecznymi rynkami ekonomicznymi.
- Czy ustalenia szczytu G20 mogą być pomocne dla gospodarek krajów Europy Wschodniej?
- G20 powinno być krokiem naprzód - krokiem zapewniającym większe finansowe i formalne wsparcie dla wszystkich, którzy jego potrzebują. Na ostatnim posiedzeniu Rady Europy przedstawiciele Unii Europejskiej i poszczególne rządy we współpracy z MFW zgodziły się na to, aby je zwiększyć. Unia podwoiła maksymalne wsparcie bilansu płatniczego z 25 do 50 miliardów euro i podjęła decyzję o przyspieszeniu wypłat funduszy strukturalnych i spójnościowych - i to jest bardzo dobra wiadomość dla państw Europy Wschodniej. Z kolei MFW będzie dalej uczestniczyć w stymulacji gospodarek europejskich.
- Czy podzielona Europa - dodatkowo znajdująca się pod przewodnictwem Czech, które zmagają się z ogromnymi problemami politycznymi - jest w stanie osiągać swe cele podczas rozmów z prezydentem Stanów Zjednoczonych?
- Nie sadzę, aby obecny kryzys rządowy w Czechach mógł w ten czy inny sposób wpłynąć na rozmowy. To samo tyczy się też reszty podziałów w Europie. Zdecydowanie bardziej obawiam się tego, że sytuacja w Czechach może w przyszłości niekorzystnie wpłynąć na ratyfikację traktatu lizbońskiego. Ten proces prawdopodobnie zostanie odłożony na inny termin. A przecież dzięki temu traktatowi moglibyśmy uzyskać narzędzia do radzenia sobie z takimi wyzwaniami jak kryzys.
- Jakie zagadnienia poruszane podczas rozmów w Pradze należy uznać za najważniejsze?
- To pierwsze od elekcji prezydenta Obamy wysokiej rangi spotkanie transatlantyckie. Muszę powiedzieć, że przedstawiciele Unii Europejskiej z wielkim zaangażowaniem walczyli o nasze interesy i o wspólne określenie globalnych wyzwań, takich jak zmiany klimatyczne czy sytuacja w Iraku i w Afganistanie.
Elmar Brok
Niemiecki eurodeputowany należący do Europejskiej Partii Ludowej. Były przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych PE, członek delegacji PE ds. stosunków ze Stanami Zjednoczonymi