Uśmiercił żonę dla 10 milionów

2008-10-27 3:00

Czego to ludzie nie zrobią z pazerności! Dariusz S. (44 l.) z Chojnic (woj. pomorskie) dla ogromnego odszkodowania fikcyjnie uśmiercił swoją żonę Dorotę (43 l.). Pomógł mu w tym przekupiony lekarz, który wystawił lewy akt zgonu kobiety. "Wdowiec" zdołał wyciągnąć 400 tysięcy złotych od jednej z firm ubezpieczeniowych.

Gdyby jego plan powiódł się, na jego konto wpłynęłoby w sumie 10 milionów złotych! Popełnił jednak błąd... Teraz za kratkami będzie mógł go dokładnie przeanalizować.

Gdyby Dariusz S. do końca grał rolę nieutulonego po stracie ukochanej małżonki wdowca, pewnie przekręt jego życia udałby się. Ale oszusta zgubiła zbytnia pewność siebie. Wpadł, bo nie chciało mu się zamieścić nekrologu "zmarłej" żony i wyprawić jej pogrzebu.

Ta historia to gotowy scenariusz filmu sensacyjnego. Policjanci są przekonani, że Dariusz S. działał w porozumieniu ze swoją żoną Dorotą. Jej nie można przesłuchać, bo jest nieuchwytna. Prawdopodobnie dała nogę za granicę. - Wszystko wskazuje na to, że kobieta żyje i ukrywa się poza granicami kraju - mówi nadkomisarz Jan Kościuk, rzecznik prasowy gdańskiej policji.

Pewne jest, że nic jej nie dolega. Równie kwitnącym zdrowiem pani Dorota cieszyła się rok temu, kiedy wraz ze swym małżonkiem odwiedziła wszystkie firmy ubezpieczeniowe w Polsce i ubezpieczyła się w nich. Uzyskała w ten sposób pewność, że w przypadku nagłej śmierci na konto jej męża wpłynie w sumie aż 10 milionów złotych!

Sprytni małżonkowie postanowili upozorować śmierć Doroty S. Pomógł im w tym znajomy lekarz neurolog Bartosz W. (42 l.). Choć nie widział zwłok kobiety, wystawił akt jej zgonu.

Stwierdził, że Dorota S. miała wylew krwi do mózgu. Zachłanny doktorek zainkasował za tę przysługę 100 tys. złotych. Lipny akt zgonu stwierdzał, że Dorota S. zmarła 3 lipca 2008 r., bo miała wylew krwi do mózgu. Obecnie kobieta - choć ma się dobrze - widnieje jako nieboszczka we wszystkich bazach danych. Kiedy na konto Dariusza S. wpłynęło 400 tys. złotych odszkodowania od jednej z firm, bank powiadomił o tym policję. Tak bowiem nakazuje prawo. Policjanci szybko zorientowali się, że mają do czynienia z przekrętem. - Dariusza S. tłumaczył, że pieniądze z odszkodowania miały umożliwić jego rodzinie wyjazd z kraju i rozpoczęcie nowego życia - mówi nadkomisarz Kościuk. Fałszywemu wdowcowi grozi do 12 lat pozbawienia wolności. Lekarzowi łapówkarzowi do 10 lat.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki