Paryż szczególnie czujnie reagował na to, co działo się Polsce. Już nazajutrz po wprowadzeniu stanu wojennego odbyła się tam ogromna manifestacja, która zgromadziła ok. 100 tys. osób. Uczestniczyli w niej także Polacy, którzy nasłuchiwali każdej informacji z kraju. Zamarli, kiedy dotarła do nich pogłoska o śmierci Mazowieckiego.
Zobacz: Barbara Jaruzelska: "Chcę się rozwieść z generałem"!
- Opowiadano wtedy, że wojsko zgromadziło ludzi na stadionach, tak jak robiła to junta chilijska. I właśnie na stadionie miał umrzeć Mazowiecki. Już pierwszej nocy - mówi prof. Antoni Dudek. Informacja musiała brzmieć wiarygodnie, bo podchwycił ją ówczesny arcybiskup Paryża Jean Marie Lustiger, ksiądz ceniony za nienaganną logikę i precyzję wypowiedzi. W przypływie emocji odprawił on za Mazowieckiego mszę w katedrze Notre Dame.
PRZECZYTAJ: Wojciech Jaruzelski o Mazowieckim: ceniłem jego trzeźwość w ocenie
Wiadomość o śmierci podchwyciły także zagraniczne media. Czy informacja o śmierci czołowego opozycjonisty była robotą komunistów? Tak przypuszczali wówczas jego koledzy z opozycji. - Ludzie zostali wtedy odcięci od jakiejkolwiek informacji. Nie wiedzieli np., czy na ulicach są polskie czy rosyjskie czołgi. Stąd te nieprawdopodobne historie - tłumaczy prof. Dudek.
Po tej historii Tadeusz Mazowiecki żył na szczęście długo. Śmierć przyszła po niego, kiedy doczekał się prawnuka i pożył w wolnym państwie, o które walczył przez lata.
Jego pogrzeb odbędzie się w niedzielę o godz. 11 w Bazylice Archikatedralnej w Warszawie. Trumna z ciałem spocznie na cmentarzu w Laskach. 3 listopada ogłoszono dniem żałoby narodowej.