Utonęły przez dziurę w drodze!

2008-08-14 4:30

Rodziny trzech pielęgniarek, które zginęły w drodze do pracy, nie zamierzają odpuścić. - Kochanej żony nikt mi nie zwróci, ale niech chociaż zapłacą za swoje zaniedbania winni jej śmierci. Nie odpuszczę, póki żyję! - zapowiada Janusz Krasuski (48 l.) z Woli koło Pszczyny (Śląskie).

Ten wypadek wstrząsnął całą Polską. W marcu 2006 roku pięć pielęgniarek ze Szpitala Powiatowego w Pszczynie jechało wczesnym rankiem do pracy. Gdy fiat brava z kobietami w środku wjechał na niewielki mostek nad rzeką Pszczynką, pani Wanda, która prowadziła auto, zauważyła dziurę w jezdni. Próbowała ją ominąć. Wpadła w poślizg, a samochód uderzył w barierki i z wysokości kilku metrów wpadł do rzeki. Dwie pasażerki zdołały wydostać z pułapki, a trzy utonęły. Wśród nich była pani Małgorzata ( 42 l.), żona Janusza Krasuckiego.

To nie nasza wina

Po tym potwornym wypadku został z dwiema córeczkami: Martynką (10 l.) i Paulinką (12 l.). Opowiada: - Żona jak zwykle wyszła rano do pracy. Potem dostałem telefon - Janusz Krasuski kryje twarz w dłoniach. - Powiedzieli, że utopiła się w samochodzie. Mam tylko nadzieję, że nie cierpiała... - dodaje, patrząc na zdjęcie z dowodu, który wyłowiono z rzeki razem z ciałem ukochanej. Pan Janusz i bliscy pozostałych ofiar wypadku wierzyli, że za tragedię odpowiedzą zarządcy drogi, którzy nie zadbali, by dziury zostały załatane na czas. W przygotowanej ekspertyzie biegli uznali, iż "osoba prowadząca samochód jechała z dozwoloną prędkością, a przyczyną wypadku była wyrwa w drodze". Decyzja prokuratury spadła na nich jak grom z jasnego nieba. Śledczy stwierdzili, że sam fakt istnienia dziury w jezdni nie stwarzał bezpośredniego zagrożenia. I umorzyli śledztwo. - Skoro prokurator umorzył, widocznie miał do tego podstawy - stwierdza krótko prokurator Monika Stalmach, zastępca szefa Prokuratury Rejonowej w Tychach, gdzie prowadzono sprawę. - Rodzinom ofiar wypadku przysługuje jeszcze prawo do złożenie do sądu aktu oskarżenia przeciwko tej decyzji - dodaje bez emocji. Wielkich emocji nie słychać też w głosie Grzegorza Górki, zastępcy dyrektora Powiatowego Zarządu Dróg w Pszczynie zarządzającego drogą, na której doszło do wypadku. Tłumaczy, że jakość nawierzchni, gdzie doszło do tragedii, była regularnie co dwa tygodnie kontrolowana. - Winę ponosi kobieta prowadząca pojazd. Samochód wypadł z drogi nie z powodu dziury, lecz przez nieostrożność kierującej. Jest nam przykro, ale to nie my odpowiadamy za śmierć tych pań - nie ma wątpliwości drogowiec.

Tak bardzo tęsknię za żoną

Najbliżsi słuchają tych tłumaczeń z krwawiącym z żalu sercem. Są rozgoryczeni. - Tyle przeszliśmy, żeby dociec prawdy, a prokuratura, zamiast zająć się sprawą jak należy, wolała zamieść wszystko pod dywan kręci głową z niedowierzaniem pan Janusz. Załamany jest również Jerzy Hurnik (45 l.), mąż pani Haliny ( 44 l.), innej pielęgniarki, która zginęła w tym wypadku. Liczył, że w końcu usłyszy od śledczych, kto miał załatać dziurę w drodze i dlaczego tego nie zrobił. - Tyle razy przeglądałem materiały ze śledztwa. Roiło się w nich od niedopatrzeń. Próbowałem prostować, ale nikt nawet nie chciał mnie słuchać - mówi z żalem pan Jerzy. - Widocznie nikomu nie zależało na tym, aby rzetelnie wyjaśnić sprawę - dziś już nie ma wątpliwości. Przy życiu trzymają go teraz dwaj synowie: Michał (8 l.) oraz Jakub (17 l.). Musi być dla nich nie tylko ojcem, ale i matką. Ze śmiercią żony nigdy się nie pogodzi. - Nieraz to i w nocy chodzę do niej na cmentarz... Tak bardzo za nią tęsknię. Była całym naszym szczęściem - wyznaje mąż pani Haliny.

Pan Janusz przysiągł żonie, że nie odpuści. Przekonuje, że muszą ponieść karę ci, którzy nie zadbali, by droga była bezpieczna. - Choć to wszystko kosztuje nas mnóstwo sił i nerwów, a wspomnienia doprowadzają do obłędu, zrobimy wszystko, żeby śmierć naszych żon nie poszła na marne. Nie poddamy się! - mówią zgodnie Janusz Krasuski i Jerzy Hurnik. Ich zdaniem, decyzja o umorzeniu śledztwa to sygnał dla wszystkich zarządców dróg w Polsce, że mogą czuć się całkowicie bezkarni. - Przecież tyle jest na polskich drogach dziur i nikt z nimi nic nie robi. To zwykłe draństwo - mówi wprost pan Janusz.

Decyzja prokuratury jest pochopna

JANUSZ POPIEL, prezes stowarzyszenia "Alter Ego"

- Jeżeli jest dziura w drodze, którą kierowca chce ominąć i dochodzi do wypadku, to związek przyczynowo-skutkowy jest chyba oczywisty. Dziwię się prokuraturze, że podjęła decyzję o umorzeniu śledztwa. Powinna się sprawie wnikliwie przyjrzeć. To dla prokuratury wygodna decyzja, która pokazuje, że śledczy myślą w sposób typowy: jest duży ruch, są dziury, to muszą być i wypadki i ofiary. To złe myślenie. Przez wiele lat swego życia zawodowego nie słyszałem, żeby poszedł do więzienia zarządca drogi za to, że źle drogę oznakował albo na czas nie załatał. Obiecuję, że nasze stowarzyszenie zainteresuje się tym wypadkiem.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki