Poseł Karol "Meleks" Karski (42 l.) ma poważne problemy. Po cypryjskich ekscesach odwróciła się od niego dobra passa oraz klubowi koledzy. Z poważnego polityka, na jakiego się kreował, stał się sejmowym pośmiewiskiem. Na domiar złego również natura dała mu się poważnie we znaki. Przez to upadek był jeszcze bardziej bolesny!
Warszawa, tuż po godzinie 19. Zamyślony i strapiony poseł Karski wraca do domu. Smętnie snuje się po chodniku, nie zauważa nikogo. Najgorsze dopiero przed nim. Tuż przed wejściem do bloku wpada w poślizg, wykręca malowniczy piruet i z impetem ląduje na ośnieżonym chodniku. Jednak nieznośny ból to niejedyne zmartwienie wojowniczego do niedawna parlamentarzysty PiS. Wciąż sen z powiek spędza mu cypryjski wybryk. Jak twierdzi policja, poseł Karski wraz z kolegą z partii, Łukaszem Zbonikowskim (30 l.), na gazie urządzili szaleńczy rajd wózkami golfowymi w luksusowym hotelu na Cyprze. Od tego czasu pech zdaje się Karskiego nie opuszczać. Nie dość, że władze cypryjskiego hotelu domagają się zapłaty za zniszczone meleksy, to wszyscy się od niego odwrócili. Studenci stroją sobie z niego żarty. Nie oszczędzają także partyjni koledzy. W Sejmie błąka się samotnie po korytarzach. Tęsknym wzrokiem wypatruje mikrofonów i kamer. Na ostatnim posiedzeniu Sejmu samotnie siedział na swoim miejscu, a inni posłowie zdawali się go nie zauważać. - Nie mogę powiedzieć, że traktujemy Karola niepoważnie. Ale po ostatnich wyczynach mamy do niego mniejsze zaufanie - zdradza nam jeden z posłów PiS.