To był prawdziwy szok dla Olgi Kołodziejczyk (53 l.) z Poręby. Kobieta poszła na spacer ze swym ulubieńcem Guciem, niemal jeszcze szczeniaczkiem. Byli na asfaltowej drodze w pobliżu lasu. Gucio hasał swobodnie, gdy w pewnym momencie pani Olga usłyszała jak Gucio piszczy. - Wtedy zobaczyła żmiję. Była na środku jezdni. Chyba wygrzewała się w słońcu i zaatakowała Gucia. Ugryzła go i wstrzyknęła mu jad - mówi nam pani Olga. Nie było żartów. Gucio mógł zginąć od jadu gada. W końcu piesek waży jakieś 8 kilogramów, a jad żmii zygzakowatej jest dość mocny. - Zrobił jeszcze kilka kroków i padł na asfalt. Przerażona wzięłam go na ręce i biegłam do domu. To niemal dwa kilometry, ale chyba pobiłam wtedy rekord świata. Chciałam jak najszybciej dostać się do weterynarza - opowiada dramat Olga Kołodziejczyk. Dzięki determinacji swej pani Guci w porę dostał serum, które zneutralizowało żmii jad. To jednak znak, że już trzeba być bardzo ostrożnym w pobliżu łąk i lasów. - Duży pies odczuje ukąszenie, ale mniejszy, taki do 10 kilogramów może nawet zostać zabity. Decyduje pierwsza godzina od ukąszenia. Trzeba podać jak najszybciej antidotum. Gucio miał szczęście w nieszczęściu. Żmije dopiero się budzą. Ich jad nie jest jeszcze tak groźny, jak w lipcu czy sierpniu - mówi Damian Kotela, weterynarz, który leczy Gucia.
Zobacz także: Wielkopolskie. Tragiczna śmierć kobiety, która czekała na karetkę ponad DOBĘ!