Koszmar zaczął się, gdy nieopodal Łysej Polany, po słowackiej stronie, pewien drwal wycinał drzewa. Gdy odłożył na chwilę siekierę, przebiegła bestia i zaatakowała bezbronną ofiarę. Przerażony drwal poczuł nagle, że coś wskakuje mu na plecy! Cudem udało mu się uciec. Cały zakrwawiony dotarł do siedzib ludzkich. W stanie ciężkim trafił do szpitala i wciąż walczy o życie.
Patrz też: Przemyśl: Uratowali zatrutego orła (ZDJĘCIA!)
Po pięciu dniach niedźwiedź ponownie zatopił ostre kły w ludzkim ciele. Gdy potworna bestia nasyciła się już krwią Słowaków, przeszła na polską stronę. Nie lękała się wejść na szlak prowadzący od przejścia granicznego na Rusinową Polanę i na oczach ludzi zaatakować stojącego w zaprzęgu konia! Woźnica uciekał w kierunku Łysej Polany, by ostrzec tych, którzy być może całymi rodzinami szli na spotkanie włochatego mordercy.
- Nie da się przewidzieć, kiedy niedźwiedź znowu zaatakuje - mówi Filip Zięba (38 l.), pracownik ds. ochrony zwierząt Tatrzańskiego Parku Narodowego. - Może być teraz wszędzie. Nikt nie powinien samotnie wychodzić na szlak, a gdy zapada zmierzch, należy trzymać się z daleka od gór - ostrzega pracownik TPN. Słowacy zadecydowali o tym, że trzeba zabić zębatego potwora. Polacy chcą go jednak tylko odstraszać!