To była szalona, nocna wyprawa sześciu mieszkańców kujawskich wiosek i ich znajomka z Radomia. Dokąd jechali w tę noc ze środy na czwartek? Wszystko wskazuje na to, że do Torunia. Po co? Prawdopodobnie na imprezę, ale nie można wykluczyć, że po jakieś używki. Dość powiedzieć, że w siedmiu zapakowali się do małego opla corsy, a to znaczy, że na tylnej kanapie musiało ich jechać pięciu. Mieli do pokonania raptem 30 kilometrów drogi krajowej nr 10 i pewnie myśleli, że jakoś zniosą niewygody. Toż to tylko 20 minut jazdy.
Ale ta jazda przeciążonym, niesterownym autem skończyła się kilka minut po północy na lekkim łuku drogi w Obrowie nieopodal stacji paliw. - Auto wpadło w poślizg, kierowca stracił nad nim panowanie, no i dachowali w rowie – mówi Wioletta Dąbrowska, rzeczniczka toruńskiej policji.
Skutki były tragiczne. Na miejscu zginął kierowca auta Andrzej K. (+32 l.) i jego kolega Damian T. (+21 l.). Trzech kolejnych pasażerów trafiło do szpitala, czwarty do izby wytrzeźwień, a piąty – 29-letni mieszkaniec Radomia – do policyjnego aresztu, bo okazało się, że jest poszukiwany.
- Ja myślę, że jego rodzice jednak będą płakali na pogrzebie – mówi znajomy Andrzeja K., nawiązując do jego słów zamieszczonych w sieci. - I to powinni zobaczyć ci wszyscy, którym się zdaje, że są nieśmiertelni – dodaje.