"Super Express": - Jak to możliwe, że czołowy siatkarz najbogatszej ligi na świecie odchodzi z Rosji i wybiera Polskę, w której trudno liczyć na podobne pieniądze?
Paweł Abramow: - Najbogatsza? Na pewno, tylko że do nas też dotarł światowy kryzys ekonomiczny. Są kluby, które dotknął bardziej, inne mniej. Cięcia budżetów są na porządku dziennym. A warunki w Jastrzębiu będę miał zbliżone.
- Powtarza pan, że ma dość politycznych wojenek wokół rosyjskiej siatkówki. O co tak naprawdę chodzi?
- O pieniądze, a cóż by innego? Atmosfera zrobiła się nieciekawa i nad wszystkim unosi się lekki smrodek. To nie sprzyja skupieniu się na sporcie.
- Pański były klub Iskra Odincowo wpadł w kłopoty. Podobno z drużyną pożegna się słynny Giba. To możliwe?
- Teraz wszystko jest możliwe. Słyszałem, że Giba renegocjuje kontrakt, ale co z tego wyniknie, trudno powiedzieć. Czy może być inaczej, skoro sponsorzy się wycofują i nasz klub musiał obciąć budżet aż o 50 procent?
- Wygląda na to, że uciekł pan przed kryzysem do polskiej ligi.
- Być może, ale to nie był główny powód. Bardzo lubię wasz kraj i nie przepadam za siedzeniem w jednym miejscu. Cztery ostatnie sezony grałem w Iskrze i wystarczy. Postanowiłem poszukać nowego wyzwania. Chcę do Polski zabrać żonę Margaritę i niespełna dwuletnią córeczkę Aleksandrę.
- Kiedyś już pan zadziwił kibiców, ruszając na podbój ligi japońskiej...
- Bo wbrew pozorom nie są to rozgrywki dla siatkarskich emerytów. Wtedy miałem 24 lata i zostałem, jak by to powiedzieć... mocno zachęcony. Prezes klubu przyjechał z Japonii, nawiózł prezentów, pokazał DVD z filmami o zespole. Nie ma co ukrywać, że pieniądze były takie, że nie trzeba się było długo zastanawiać. Japończycy naprawdę bardzo chcieli, żebym przyjechał. To mi trochę przypomina sytuację z Jastrzębiem. Jego prezes zrobił na mnie tak dobre wrażenie, że nie musiałem się długo wahać.
- Rozmawialiście już o detronizacji Skry Bełchatów?
- Nic z tych rzeczy. Wiem, że wszyscy będą tego oczekiwać, ale spokojnie - nie znam nawet swojej nowej drużyny i żadnych wielkich obietnic na razie nie składam.