Być może erotyczne moce bioenergoterapeuty z Krakowa nie wyszłyby na jaw, gdyby nie to, że na policję zgłosiły się jego "pacjentki" Kobiety delikatnie mówiąc nie były zadowolone z metod leczenia. Bioenergoterapeuta przekonywał bowiem, że pomaga w kłopotach zdrowotnych poprzez... seks.
Na komisariat w Krakowie zgłosiły się dwie kobiety, które złożyły zawiadomienie o wykorzystaniu przez uzdrawiacza.
Pokrzywdzona 26-letnia kobieta potrzebowała pomocy w rozwiązaniu problemów zdrowotnych i duchowych. Bioenergoterapeutę poleciła jej koleżnka. Jedna wizyta u uzdrawiacza kosztowała aż kilkaset złotych! To jednak nie zraziło 26-latki. Kobieta poszła do gabinetu bioenergoterapeuty. Ten, w celu przekazania energii... odbył z nią stosunek płciowy. Taki sam los spotkał matkę 26-latki, która też chciała skorzystać z pomocy uzdrawiacza. Z pewnością nie doszłoby do tego, gdyby córka opowiedziała matce, co ją spotkało. Wstyd jednak wziął górę.
62-letni bioenergoterapeuta usłyszał już zarzut doprowadzenia podstępem do obcowania płciowego i poddania się innej czynności seksualnej. Wobec mężczyzny zastosowano dozór policji. Nie może on kontaktować się ani zbliżać do pokrzywdzonych kobiet na odległość mniejszą niż 50 m. Zakazano mu również wszelkiej działalności bioenergoterapeutycznej.
W toku śledztwa okazało się, że "pacjentek" seks uzdrawiacza było więcej. Policja do nich dociera i sprawdza, czy również zostały wykorzystane.