Leokadia Chylińska z Płońska (woj. mazowieckie) jeszcze niedawno przypominała wrak człowieka. - Z powodu zaćmy prawie nie widziałam na jedno oko, na drugie zresztą też coraz gorzej widziałam. Miałam potworne bóle kręgosłupa, chore serce i zwyrodniałe stawy. Z powodu przewlekłej choroby wieńcowej byłam pod opieką kardiologa, ale leki niewiele mi pomagały.
Byłam pewna,
Wciąż trafiałam do lekarza z migotaniem przedsionków, przez które w każdej chwili mogłam umrzeć - mówi pani Leokadia. Lekarze zapisywali coraz więcej leków, a ona... czuła się coraz gorzej. Kiedyś, gdy wyjątkowo źle się czuła, zainteresowała się bioenergoterapią. - Wpadł mi w ręce "Super Express" z artykułami o uzdrowicielach. Przeczytałam o panu Słodkowskim i już wiedziałam, że muszę do niego trafić. Prześledziłam całą jego działalność, żeby nie trafić na oszusta. Przekonało mnie to, że z wykształcenia jest lekarzem. I oczywiście historie wielu osób, którym pomógł - opowiada pani Leokadia. Wystarczyła tylko jedna wizyta u uzdrowiciela, żeby ciężko chora kobieta poczuła się dużo lepiej. Znakomita większość dolegliwości zniknęła jak ręką odjął.
Jestem tak zdrowa, jak w młodości
Pani Leokadia lada dzień znowu wybiera się na wizytę. - On naprawdę potrafi mi pomóc. Serce już nie migoce. Chodzę lepiej, nie męczę się tak jak poprzednio, już coraz mniej dokucza mi ból kręgosłupa. To prawdziwy cud, ale bioenergoterapia naprawdę działa - mówi szczęśliwa kobieta.