Violetta Villas, a właściwie Czesława Maria Cieślak, urodziła się w Liege w Belgii. Po wojnie, gdy z rodziną wróciła do kraju, uczyła się gry na skrzypcach, pianinie, puzonie, śpiewała. Wróżono jej karierę operową. Ona jednak wybrała estradę. Debiutowała jako 22-latka w Polskim Radiu. Ludzie ją pokochali. Szybko stała się wielką gwiazdą. Podziwiano jej długie blond włosy, komentowano balowe stroje, kaprysy.
- Gdy w Sopocie ustawiliśmy plan na plaży i już mieliśmy zacząć pracę, stwierdziła, że nie wyjdzie, bo powietrze jest tak wilgotne, że włosy jej się zakręcą. Musieliśmy przenieść plan do wnętrza - tak artystkę wspomina Maria Szabłowska (65 l.), dziennikarka muzyczna.
Latem nosiła futro z norek
Anegdot na temat Violetty jest mnóstwo. Niektóre wymyślane przez nią samą, inne prawdziwe. Miała swoje fanaberie i to one tworzyły jej legendę.
- Przyjechała do Krynicy na festiwal, połowa sierpnia, upał, a ona zajechała długim, białym cadillakiem i wysiadła w długim futrze z norek i w czapce futrzanej, nałożonej na jej bujne włosy. Tłumy rzuciły się na nią. Kobiety klękały i całowały ją w ręce - wspomina Bogusław Kaczyński (69 l.).
Violetcie wróżono karierę operową. Jej niepowtarzalny głos charakteryzowany był jako sopran koloraturowy o rozszerzonej skali. Ona jednak wybrała estradę. I dzięki jej za to, bo tłumy ją pokochały. Za to, że głosem potrafiła doprowadzić do łez ze wzruszenia, że wyglądała jak najprawdziwsza diwa i tak też się zachowywała.
Gdy śpiewała piosenkę "Oczy czarne", zrzucała czerwone pantofelki w publiczność. Zawsze po występach je odnoszono, ale raz odniesiono tylko jeden, drugi ktoś zabrał sobie na pamiątkę.
Obiektem plotek były jej gęste, bujne włosy. Gdy zdradziła, że wciera w nie naftę, pół Polski zaczęło stosować tę metodę.
Wielkiej gwieździe PRL-u wróżono światową karierę. Koncertowała na całym świecie, we Francji, w RFN, Hiszpanii, a nawet dalekiej Australii i Brazylii. Przez kilka sezonów była też gwiazdą rewii Casino de Paris w Las Vegas, gdzie śpiewała piosenki, arie operetkowe i operowe w dziewięciu językach. Miała całą Amerykę u swoich stóp.
Dwa śluby, dwa rozwody
Musiała jednak wrócić do kraju. Oficjalnym powodem była choroba matki. Mówiło się jednak, że ówczesne władze zabrały jej paszport i chciały, aby występowała wyłącznie w kraju, by została polską Matą Hari (†41 l.).
Niestety, jej życie prywatne nie było usłane różami. Dwa razy wychodziła za mąż i dwa razy się rozwodziła. W 1955 roku Villas poślubiła porucznika wojsk pogranicza Piotra Gospodarka, z którym ma syna Krzysztofa (55 l.). Trzy lata później wzięli rozwód. Drugiego męża poznała w Chicago. Biznesmen polskiego pochodzenia, Ted Kowalczyk, był oczarowany gwiazdą. W styczniu 1988 roku wzięli ślub. Wesele trwało pięć dni. Małżeństwo rok. Po rozwodzie Villas mieszkała najpierw w podwarszawskiej Magdalence, potem w Lewinie Kłodzkim. Zaczęła stronić od ludzi. Zwłaszcza po występie, na którym pojawiła się w bardzo źle dobranej kreacji Mody Polskiej. Została wygwizdana, zamknęła się w sobie. Od tej pory otaczała się zwierzętami, dużo się modliła.
- Obok domu w Magdalence miała kaplicę. Pamiętam, że poszła się tam pomodlić w intencji programu, który mieliśmy nagrać - wspomina Szabłowska.
Pod koniec życia Villas ufała tylko swojej opiekunce Elżbiecie Budzyńskiej. Nikogo do siebie nie dopuszczała, nawet jedynego syna. Odeszła w poniedziałek, 5 grudnia, mając 73 lata.
Krzysztof Krawczyk (65 l.), piosenkarz:
Taki talent rodzi się raz na 100 lat
- To był fenomen, taki talent rodzi się raz na 100 lat, taką skalę głosu miały tylko dwie piosenkarki, ona i Peruwianka Yma Sumac (†86 l.). Śpiewała całym sercem, była szczera w tym, co robi. Niestety, była talentem zmarnowanym przez ówczesne władze. Ona powinna mieć sztab ludzi, doradcę, projektantkę, kogoś od repertuaru. Powinna tylko zajmować się śpiewaniem. Była osobą szczerze wierząca. Te jej psy, dokarmianie były taką płynącą z głębi serca chęcią zrobienia czegoś dobrego.
Tomasz Raczek (54 l.), krytyk filmowy:
Na naszych oczach rozpadała się na kawałki
- Gdy widziałem ją po raz ostatni podczas jubileuszu, był to przykry widok, ściskający serce. Wiedziałem wtedy, że już nigdy nie zobaczymy jej na scenie. Co więcej, nie chciałbym jej zobaczyć na scenie, bo byłby to widok druzgocący. Violetta Villas na naszych oczach rozpadała się na kawałki. Było mi przykro, bo patrzyłem na zrujnowanego człowieka, nieszczęśliwego. Villas była ikoną polskiej muzyki, a stanie się legendą. Miała nieprawdopodobną osobowość, która zapewniała jej to, że nie musiała nikogo naśladować.
Bohdan Gadomski, dziennikarz:
Miewała zmienne nastroje
- Violetta była samotna. I chora. W latach swojej świetności miewała zmienne nastroje, jednego dnia była urocza, cudowna, miła, drugiego dnia wpadała w złość. Raz nawet rzuciła we mnie filiżanką z kawą i ciężką popielniczką. Po tym incydencie więcej się nie spotkaliśmy, ale o niej pisałem. Dla mnie to była bardzo silna osobowość. Niestety, pod koniec życia nie miała żadnej opieki, trzymała się tej nieszczęsnej Budzyńskiej.