Mieszkańcy Jaszkowej Dolnej (dolnośląskie) są załamani. Woda zabrała ze sobą wszystko, co tylko udało im się w pocie czoła odbudować po wielkiej powodzi w 1997 roku. Bezradnie brodzą po pas w błocie. Jedni płaczą, inni liczą straty, które są przeolbrzymie. Niektórym mieszkańcom Jaszkowej Dolnej pozostały tylko mury domostw. Część dobytku porwała woda, część gnije w śmierdzącym szlamie. Ten dramat przeżywa właśnie Agnieszka Bogut. - Mieliśmy dwadzieścia minut, zanim woda wdarła się do domu. Zdołałam ocalić jedynie suknię ślubną - mówi roztrzęsiona kobieta. - Łapaliśmy co cenniejsze i wynosiliśmy na górę, ale niewiele dało się uratować - rozpacza Adam Bogut (41 l.). - Komputer, nowa pralka, telewizor, lodówka, meble, wszystkie ubrania - wylicza straty mężczyzna i wciąż nie może uwierzyć w to, co się stało.
- Straciliśmy wszystko i nie byliśmy ubezpieczeni, bo kogo na to stać! Bez pomocy nie damy sobie rady - wzdycha Bronisław Kołkowski, teść pana Adama.
W identycznej sytuacji są mieszkańcy całego południa. Woda zaatakowała wsie na Opolszczyźnie, okolice Bielska-Białej, podtopiła tysiące domów w Małopolsce i na Podkarpaciu. Ze skutkami tego żywiołu nikt sobie bez pomocy nie poradzi. Tym bardziej że meteorolodzy zapowiadają kolejne ulewy. Tereny, które ucierpiały najbardziej, odwiedza Grzegorz Schetyna, szef MSWiA. Był na Podkarpaciu i w Kłodzku. Obiecuje, że od dziś wypłacane będą zasiłki. - Mam zniszczone mury, ściany, podłogi, nie mam mebli ani ubrań, te kilka tysięcy złotych to kropla w morzu potrzeb - tłumaczy pan Adam. Ale dziś pójdzie i sprawdzi, czy rzeczywiście pomoc otrzyma.