"Super Express": - W związku ze śmiercią polskiego dowódcy w Afganistanie powróciło pytanie o sens naszego zaangażowania w tę wojnę. Jak pan ocenia bilans zysków i strat polskiej misji?
Roman Polko: - Polska jako jeden z niewielu krajów NATO wysłała żołnierzy na misję bez określonych wytycznych co do czasu, miejsca i strategii działania. Z jednej strony naraża to naszych żołnierzy na większe niebezpieczeństwo. Bo choćby śmierć kapitana Daniela Ambrozińskiego pokazuje, jak dużą cenę za to płacimy. Z drugiej, nasza misja ma jednak duże znaczenie prestiżowe - buduje wizerunek polskich żołnierzy jako nieustępliwych i niebojących się trudnych wyzwań. Najważniejszym jej celem jest jednak stabilizacja sytuacji w Afganistanie. Tej nie ma, ponieważ bój o serca i umysły Afgańczyków siły NATO-wskie niestety przegrywają. Popełniają niestety jeden podstawowy błąd - chcą wygrać wojnę wyłącznie akcjami militarnymi. Gdy tylko coś idzie nie po myśli, żądają dodatkowego sprzętu wojskowego, tymczasem bardziej potrzebna jest choćby pomoc gospodarcza. Afganistan należy budować tak, jak sobie tego życzą jego mieszkańcy. Powinno się im stworzyć możliwość podejmowania różnej działalności. Gdy takiej alternatywy brakuje, handlują narkotykami, co jest dla nich jedynym źródłem utrzymania, a także podejmują współpracę z terrorystami.
- Jakie bardziej namacalne korzyści daje nam pobyt w Afganistanie?
- Z punktu widzenia wojskowego korzyścią jest niewątpliwie budowanie armii przygotowanej do działań bojowych, a nie armii pokazowej. Żołnierze przechodzą ciężkie próby, choć z pewnością militarnie wartościowe. Sprzęt, który otrzymujemy, testują w niezwykle trudnych warunkach, co zwiększa wartość bojową i hart żołnierzy.
- Czy są szanse na sukces naszej misji?
- Nie znam kryterium zwycięstwa i nie wiem, do czego obecnie dążymy. Znacznie łatwiej jest wyznaczyć takie cele w Iraku, gdzie wielu ludzi ma wyższe wykształcenie, istnieje pewna tradycja państwowa, są surowce, z których można żyć. Afganistan nie ma żadnej z tych rzeczy. Dużo możemy tu zdziałać jako wojsko, ale nie da się przecież z tej pozycji edukować społeczeństwa czy restrukturyzować gospodarki. Siłami wojskowymi na obecnym etapie niestety nie da się zbudować Afganistanu jako kraju demokratycznego. Dopóki nie zostaną podjęte akcje o charakterze pozamilitarnym, nie widzę szans, aby sytuację w tym kraju opanować. Środki militarne wyczerpały się kilka lat temu, kiedy obalono reżim talibów, a z obecnych niepowodzeń nie są wyciągane odpowiednie wnioski. W tej chwili brakuje dobrej strategii działania. Jeżeli taka strategia - zgodna z wolą mieszkańców Afganistanu - nie powstanie, wieszczę niepowodzenie tej misji. Wtedy rzeczywiście pod wpływem jakiegoś negatywnego zdarzenia presja opinii publicznej w Polsce może być tak duża, że politycy, którzy kierowali żołnierzy do Afganistanu, zdecydują się ich wycofać.
Roman Polko
Generał dywizji Wojska Polskiego, były dowódca Jednostki Specjalnej GROM