To była para z odzysku. Oboje mieli dzieci z pierwszych związków, ale resztę życia postanowili spędzić razem. Z dwunastu wspólnych lat, pięć ostatnich przeżyli w Niemczech. Mieszkali w Kolonii, Donat pracował w fabryce, Agnieszka sprzątała. - Powodziło im się nieźle, tyle że mama nie była jednak z ojczymem szczęśliwa. Traktował ją przedmiotowo, rozstawiał po kątach, nic nie mogło być tak jak chciała – opowiada Dawid (27 l.), mieszkający we Włocławku syn Agnieszki.
W końcu kobieta dojrzała do rozstania. Powiedziała o tym partnerowi, a on się wściekł i ją pobił. Gdy się opamiętał, jął zaklinać, że zmieni się w anioła. Ale z dnia na dzień było coraz gorzej, bo do starych wad doszła jeszcze zazdrość i podejrzenia, że ona go zdradza. Zainstalował w domu podsłuch, a co się nagrało, wykorzystywał przeciw niej. - Wyprowadzam się – powiedziała mu na koniec i wtedy to się stało. Donat wyciągnął broń (skąd ją miał nie zdołano jeszcze ustalić) i zastrzelił Agnieszkę.
- Miała przyjechać do mnie na święta, ale jej telefon milczał jak zaklęty, więc poprosiłem mieszkających w Niemczech przyjaciół, żeby sprawdzili, co się stało – mówi Dawid. Wieści przyszły hiobowe: matka nie żyje, ojczym gdzieś zniknął. Ale kolejna informacja, tym razem od synów Donata, dosłownie zmroziła mu krew w żyłach: uważaj, bo on i ciebie chce zabić.
Tuż przed świętami włocławska policja została postawiona na nogi, a jej komendant przerwał urlop, aby osobiście kierować akcją. I w końcu udało się namierzyć Donata Z. w lesie koło Brześcia Kujawskiego. Gdy mundurowi do nie go dotarli już nie żył. Z rewolweru strzelił sobie w serce.