Jak pisze Krzysztof Kosiński, autor książki "Historia pijaństwa w czasach PRL", Polacy należeli wtedy do ścisłej czołówki najbardziej rozpitych narodów świata. Kilka razy w tygodniu upijało się nawet 5 mln osób!
W Polsce, w której wszystkiego brakowało, sprzedaż alkoholu stała się podstawą wpływów do budżetu państwa. I to tak istotną, że już w 1949 r. informacja o zyskach z wódki została utajniona! Według szacunków było to 10-11 proc. całego budżetu, a w 1980 r. nawet 14 proc.! Żaden inny produkt nie mógł dorównać pod względem dostępności wódce. Za czasów Edwarda Gierka jeden punkt sprzedaży przypadał średnio na 631 osób.
Początkowo dostępne w PRL wódki były zatykane korkiem i lakowane, stąd odbijanie butelki było dość powszechnym zwyczajem. Ciągle brakowało butelek, etykiet, kapsli. A i jakość wyrobów pozostawiała wiele do życzenia. Z braku specjalnych maszyn butelki myto ręcznie. I choć monopolowe były co krok, to niewiele też było miejsc, w których tanio można byłoby wypić setkę. Taka możliwość istniała co prawda w restauracjach, ale wtedy obowiązkowa była konsumpcja, np. meduza, czyli nóżki w galarecie. W latach 70. wybór wódek nie był duży, ale te dostępne na rynku zdawały się spełniać zapotrzebowanie społeczeństwa. Do popularnych i tańszych należały Czysta i Stołowa. Do legendy tamtych czasów przeszły Żytnia oraz Wyborowa - te wraz z pojawianiem się peweksów były dostępne tylko tam.
Zobacz też: Ta wódka może cię zabić!
W 1970 r. 0,5 litra kosztowało 90 zł, natomiast później w peweksie - dolara.
Wraz z wprowadzeniem stanu wojennego pojawiły się kartki na alkohol, które obowiązywały przez dwa kolejne lata. Wtedy właśnie półlitrówki stały się regularnym środkiem płatniczym. Z chęcią przyjmowali je wszelkiej maści majstrowie, mechanicy, hydraulicy, malarze. Z kolei markowe trunki ułatwiały załatwienie spraw urzędowych lub zdobycie towarów normalnie w tamtym okresie nieosiągalnych.
Rozpite społeczeństwo nie bardzo zawracało głowę władzy. I choć w 1956 r. powstały w Polsce pierwsze izby wytrzeźwień, to realną próbę walki z powszechnym pijaństwem próbowano podjąć dopiero ponad 25 lat później. W 1982 r. wprowadzono zakaz sprzedaży alkoholu przed godziną 13! Przyjął on, tak jak wiele innych wymysłów tamtej epoki, formę karykaturalną i stał się obiektem kpin. - Panie majstrze, która godzina? A wiesz, ja też bym się napił - żartowano. Prawdą jednak jest, że teoretycznie niezdatny do spożycia denaturat, który mimo toksyczności miał swoich amatorów, można było kupić dopiero po 13! Z kolei sklepy monopolowe czynne były od godziny 10. Już wtedy ustawiały się przed nimi spore kolejki, choć przez pierwsze godziny nie można było w nich niczego sprzedawać. Zakaz ten uchylono dopiero w 1990 r.!