O zakłamaniu i dwulicowości Jaruzelskiego świadczy m.in. to, że już pod koniec marca 1981 r. podpisał dokument "Myśl przewodnia wprowadzenia stanu wojennego na terytorium PRL ze względu na bezpieczeństwo państwa". A jednocześnie prowadził rozmowy z opozycją. Według oficjalnej wersji dyktatora to Sowieci mieli na niego naciskać, by zdławił trwający w Polsce festiwal wolności. 3 kwietnia Jaruzelski i Stanisław Kania (86 l.), ówczesny I sekretarz KC PZPR, mieli zostać wezwani na tajne rozmowy z Sowietami do Brześcia.
Zobacz: Barbara Jaruzelska: "Chcę się rozwieść z generałem"!
Wylecieli radzieckim samolotem, w środku nocy, bez polskiej obstawy. Lądowali na lotnisku polowym, gdzie czekały na nich ponoć czarne wołgi z zasłoniętymi szybami. Samochody zabrały generała i pierwszego sekretarza na stację kolejową za miastem. Tam w jednym z wagonów mieli czekać na nich marszałek ZSRR Dmitrij Ustinow (76 l.) oraz szef KGB Jurij Andropow (70 l.). Radzieccy przywódcy mieli się domagać od polskich towarzyszy zdecydowanego rozwiązania problemu Solidarności i grozili interwencją. To wersja Jaruzelskiego. Historycy i dokumenty zdecydowanie zadają jej kłam - ZSRR nie chciał interwencji w Polsce i nie był do niej gotowy.
Czytaj też: Tajemnice czarnych okularów generała Wojciecha Jaruzelskiego