Limitu nieszczęść nie wyczerpali, bo kolejny dom, w którym zamieszkali, też zabrało osuwisko. - Tylko dwa dni byliśmy szczęśliwi - z żalem mówią młodzi małżonkowie z Nowego Sącza (woj. małopolskie).
Była sobota. Gdy wesele trwało w najlepsze, za oknem mocno padało. Nikt z weselników nie zdawał sobie wtedy sprawy, jak wielkie nieszczęście to zwiastuje. Nikt, a szczególnie para młoda. W poniedziałek szczęśliwi zamieszkali w rodzinnym domu pana Grzegorza w Piątkowej. Spokój, cisza, dużo zieleni, jednym słowem raj na ziemi.
- Nagle coś zaczęło w domu trzeszczeć i skrzypieć - wspomina pan Grzegorz. - Potem pojawiły się rysy na ścianie. Nie było czasu na zwłokę, w popłochu uciekli z domu. Okazało się, że w wyniku ulewnych deszczy wielka góra zsuwa się na ich dom, niszcząc po drodze wszystkie budynki w okolicy. Załamani młodzi przeprowadzili się do rodzinnego domku Marty w Nowym Sączu. Ale i tu dopadło ich to koszmarne fatum. Po trzech tygodniach i ten dom zaczął rozpadać się pod naporem ton mokrej ziemi spływającej po zboczu góry.
- Za co nas to wszystko spotyka? - małżonkowie nie mogą się pogodzić z lawiną nieszczęść, jaka na nich spadła. - Takiego miodowego miesiąca nikomu nie życzymy.
Teraz mieszkają w jednym pokoju w domu teściowej. Co gorsza, nie mają żadnych perspektyw na odmianę swego losu. Pan Grzegorz przed czterema laty w wypadku na motocyklu stracił nogę, dostaje 700 zł renty. Pani Marta pracuje w sklepie, zarabia niewiele ponad tysiąc złotych.
- Rząd obiecuje pomoc dla dotkniętych osuwiskami, liczymy, że i o nas nie zapomni - mówią z nadzieją. - Zaczęliśmy nowe życie, ale dosłownie od zera. Proszę, pomóżcie nam - apelują.