Polityka PiS spotkaliśmy na jednym ze stoków w rodzinnej Sądecczyźnie. Bo choć Brudziński od lat związany jest ze Szczecinem, w jego żyłach płynie góralska krew. Wychował się w górach Beskidu Sądeckiego i co roku, razem ze swoimi najbliższymi, jeździ na narty.
Tym razem w wyprawie towarzyszył mu, oprócz żony Arletty (37 l.) i córek: Kaliny (7 l.) i Jagienki (4 l.), jego dobry znajomy europoseł PiS Marek Gróbarczyk (42 l.). Obaj postanowili przywitać Nowy Rok nietypowo.
Patrz też: Tusk uciekł od problemów, jeździ na nartach
- Jeździliśmy na nartach na oświetlonym stoku w Słotwinach. To najstarszy ośrodek narciarski w Krynicy. O północy była lampka szampana, później mieliśmy ognisko z kiełbaskami. Po kilku godzinach szusowania na nartach nie musiałem się martwić o kondycję następnego dnia - śmieje się Brudziński.
Przy okazji polityk mógł zaoszczędzić i nie wydał fortuny na sylwestrowy bal. Karnet na narciarskie popisy ostatniego dnia 2009 r. kosztował go "jedynie" 40 złotych.
Brudziński z Gróbarczykiem znają się od lat. - U nas mówi się, że z tym człowiekiem poszedłbym w góry, to znaczy jest on godny zaufania - mówi Brudziński. Obaj politycy już na studiach spędzali aktywnie wspólny czas. Obaj pływali podczas studenckich praktyk na "Darze Młodzieży".