– Można powiedzieć, że były to tzw. call girls. Rodzinnym interesem kierowano w sposób demokratyczny, chociaż z aktualnie zabranego materiału wynika, że prym w tej „firmie” wiodła 39-latka. Wciąż przesłuchiwani są świadkowie. Chcę podkreślić, że z uwagi na hermetyczność tego typu środowisk, takie sprawy zawsze należą do trudnych. Podejrzani o sutenerstwo byli zatrzymani pod koniec listopada. Szacujemy, że na sutenerstwie mogli zarobić kilkaset tysięcy złotych. Teraz są przesłuchiwani przez policję i śledczych z Prokuratury Rejonowej Gliwice-Wschód. Sąd postanowił nie stosować wobec zatrzymanych środka zapobiegawczego w postaci aresztu – wyjaśnia podinsp. Marek Słomski, rzecznik gliwickiej policji.
W komunikacie wydanym 7 grudnia policja wyjawia, że na trop grupy zarabiającej na pracy prostytutek kryminalni z KMP w Gliwicach wpadli na początku zeszłego roku. Ostatnie kilka miesięcy zajęło gromadzenie materiału dowodowego, który umożliwiłby zatrzymanie stręczycieli. Stało się to jednego dnia, podczas zmasowanej, zsynchronizowanej i rozpisanej na kilkudziesięciu funkcjonariuszy akcji, którzy w tym samym czasie weszli do kilkunastu mieszkań, należących bądź będących we władaniu rodziny. Matce, córce i jej lubemu przedstawiono kilka zarzutów zagrożonych maksymalnie karą pozbawienia wolności na 5 lat. Mają dozór policyjny, wpłacili poręczenie majątkowe. Na poczet grożących kar zabezpieczono pieniądze w gotówce polskiej, zagranicznej oraz kryptowalucie. Nie mogą sprzedać ani wynajmować mieszkań, które przerobili na burdele.