- Jest mi przykro, że tak jestem traktowany przez działaczy Wisły. Nie tak to sobie wyobrażałem. Nie możemy się porozumieć co do mojego kontraktu i niewiele wskazuje na to, żebyśmy potrafili wyjść z negocjacyjnego dołka, do którego wpadliśmy - mówi Kamil Kosowski (30 lat), jeden z najlepszych piłkarzy Wisły w tym sezonie i - jeśli wierzyć pogłoskom - jeden z najgorzej opłacanych!
Wystarcza mu tylko na pampersy
Po meczu z Legią "Kosa" powiedział, że to, co dostaje od Wisły, wystarcza tylko na pampersy dla dziecka.
- Nie chcę mówić o dokładnych kwotach, bo mi nie wypada, ale proszę bardzo: niech panowie prezesi powiedzą prawdę, ile zarabiam - apeluje na łamach "Super Expressu" Kosowski.
- Pan Bednarz, Wilczek czy kto tam jeszcze, bo trochę tu tych prezesów mamy. Mogą ujawnić, ile mi płacą. Rozumiem, że kiedy wracałem do Polski, to poza mną, trenerem i dyrektorem sportowym nikt nie wierzył, że jeszcze coś wniosę do tego zespołu, ale pokazałem chyba, że wciąż stać mnie na dobrą grę. I chciałbym, aby zostało to docenione. Nie żądam od Wisły góry złota, ale chcę zarabiać przyzwoicie - twardo mówi Kosowski.
"Kosa" narzeka, że druga strona nic nie robi, aby go zatrzymać w Krakowie, a tymczasem Jacek Bednarz twierdzi, że już latem klub przygotował lukratywny kontrakt dla Kosowskiego.
- Może to rzeczywiście jest dobry kontrakt, ale tylko dla Wisły. Mówią, że leży i czeka aż go podpiszę? To ciekawe, bo ja też już dawno przygotowałem swoją wersję umowy, tyle że Wisła nie chce jej zaakceptować - mówi z przekąsem Kosowski, jeden z "ojców" zwycięstwa nad Legią.
- Pokonaliśmy Legię, bo zagraliśmy z większym sercem i ambicją, byliśmy też lepiej ustawieni taktycznie - "Kosa" wylicza zalety "Białej Gwiazdy". - Nie mówię, że mistrzostwo mamy już w kieszeni, ale w Krakowie nie ma mowy o asekuracji. W Wiśle nikt nie może powiedzieć, że my możemy coś zdobyć. My musimy coś zdobyć i koniec. Tu nie ma dyskusji.
"Franek" raczej za drogi
Od meczu z Legią minęły dwa dni, ale "Kosa" wciąż jest pod wrażeniem dopingu kibiców Wisły.
- Obojętnie czy naszych jest 14 tysięcy, czy 21, to doping jest kapitalny. A słyszałem, że chętnych na ten mecz było ponad dwa razy tyle. No, rewelacja! - cieszy się wiślak, nie mogąc się nachwalić kolegi z drużyny, Marka Zieńczuka.
- Marek ma świetne wyczucie, dlatego te bramki strzela z taką łatwością. Jak długa będzie jego seria? Kilka goli jeszcze strzeli, tego jestem pewien.
"Kosa", po raz pierwszy od długiego czasu, miał wczoraj okazję trenować wspólnie z Tomaszem Frankowskim, który poprosił Wisłę o zgodę na branie udziału w zajęciach. Nie ma jednak pewności, czy "Franek" zagra jeszcze w wiślackich barwach.
- Czy "Franek" by się przydał? To pytanie do prezesów, choć słyszałem wypowiedź menedżera Tomka, że żadnego polskiego klubu nie stać na Frankowskiego - ucina temat "Kosa". Przy okazji przestrzega siebie i kolegów, żeby nie osiąść na laurach. - Tytułu nie zdobywa się wygrywając tylko z Legią. Taka Odra odebrała nam dwa punkty, a Legii trzy. Uważajmy więc, bo choć niby mamy teraz łatwiejszych rywali, to diabeł nie śpi.