Kamiński ciął wrzód korupcji, eliminując z życia publicznego kilku polityków PO, innych osłabiając. Parafianie wyrżnęli wrzód pychy i bezbożnej kościelnej pogardy, usuwając swojego proboszcza najpierw ze świątyni, potem z parafii - chwalił szwagier.
Co ich łączy jeszcze? Oskarżenia o łamanie prawa i publiczne pranie brudów. A tego nie lubi ani władza państwowa, ani kościelna. I jedna, i druga - i premier Tusk, i biskup łomżyński - mogły same zwalczyć problemy. Jednak udały, że ich nie ma. W takiej sytuacji uczciwy człowiek w Polsce ma dwa wyjścia. Albo działać, narażając się na oskarżenia o bezprawie, albo schować głowę w piasek. Ale ani Kamiński (już odwoływany), ani parafianie z Parciaków nie mają duszy strachliwego strusia... A to kłopot dla władzy. Bo łatwiej ludzkością rządzić od strony kupra niż głowy.