"Super Express": - Ostatnio rosyjska Duma wydłużyła kadencję parlamentu i prezydenta z czterech do sześciu lat. Co z tego wynika?
Lilia Szewcowa: - Po pierwsze, przedłużenie kadencji prezydenta i parlamentu było dyskutowane jeszcze w zeszłym roku w trakcie prezydentury Putina. Czyli ta idea od dawna była obecna w planach rosyjskiej władzy. Po drugie, oznacza ona starania ekipy rządzącej, aby znaleźć gwarancje czasowe dla pozostania u steru, jeżeli inne gwarancje zawiodą. Po trzecie, jest oczywiste, że ta decyzja poszerza pole manewru nie Dmitrijowi Miedwiediewowi - któremu będzie bardzo trudno w 2012 roku zostać wybranym na sześć lat - lecz Władimirowi Putinowi. Większość rosyjskich ekspertów uważa, że to właśnie on wystartuje w przedterminowych wyborach prezydenckich. Stojący za nim ludzie będą trwać przy władzy przez kolejnych dwanaście lat.
- Pani zgadza się z takimi opiniami?
- Tak, chociaż rosyjska polityka jest tym samym, co rosyjska ruletka. Putin świetnie rozumie, że w roli premiera trudno byłoby mu przetrwać kryzys, gdyż w Rosji premier ponosi odpowiedzialność za wszystkie problemy i błędy. Kryzys najlepiej jest przetrwać w roli prezydenta. Ale aby to osiągnąć, należy przeprowadzić wybory, zanim kryzys rzeczywiście silnie uderzy. Jeżeli kryzys uderzy na wiosnę przyszłego roku, to przeprowadzanie wyborów będzie bardzo niebezpieczne. Stąd problem czasu jest bardzo istotny dla rozwiązywania zagadnień przyszłości Putina i przyszłości następnych wyborów prezydenckich. Kryzys, nawet w swojej obecnej formie, zmienił plany ekipy trzymającej władzę.
- Wcześniejszy plan zakładał, że Miedwiediew pozostanie w fotelu prezydenta do 2012 roku...
- To prawda. Ale razem z kryzysem pojawiła się potrzeba poszerzenia pola manewru - i właśnie temu ma służyć przedłużenie kadencji prezydenta i powrót Putina na to stanowisko. Myślę, że taki scenariusz leży już na biurku. Teraz się zastanawiają: użyć go, nie użyć, kiedy?
- A jak społeczeństwu tłumaczy się przedłużenie kadencji?
- Zazwyczaj sprowadza się to do twierdzenia, że cztery lata to za mało, żeby wypełnić wszystkie zadania, których oczekuje kraj. Najbardziej paradoksalna i komiczna argumentacja była użyta przez przedstawiciela prezydenta w Dumie. Podczas debaty na temat wprowadzenia do konstytucji poprawek o przedłużeniu kadencji powiedział on, że to rozwiązanie przysłuży się rozwojowi społeczeństwa obywatelskiego i demokracji w Rosji. Wyszukane argumenty są niepotrzebne, gdyż ludziom w Rosji jest to obojętne. Np. gdyby przeprowadzono referendum w tej sprawie, myślę, że Rosjanie poparliby - jak leci - i Putina, i Miedwiediewa, i wydłużenie kadencji choćby do ośmiu lat. Oczywiście, aby osiągnąć taki wynik, należałoby użyć kilku mechanizmów manipulacji, jednak nie byłby to wielki wysiłek. Ale czy Rosjanie poparliby to za pół roku, gdy kryzys będzie coraz ostrzejszy? Mam co do tego wątpliwości.
- Aby na najwyższy urząd w państwie mógł wrócić Putin, musiałby go opuścić Miedwiediew...
- Zwłaszcza w środowiskach liberalnej inteligencji pokładano nadzieje, że Miedwiediew zdoła być realnym prezydentem i liderem. W sierpniu, podczas wojny na Kaukazie, poparcie dla niego sięgnęło w sondażach 73 proc. (przy 83 proc. dla Putina). I już nie liberałowie, ale inne środowiska widziały w nim silnego prezydenta czasu wojny, który zostanie pełnowartościowym następcą Putina - drugim Putinem. Jednak ostatnie dane pokazują, że wiara elity i społeczeństwa w to, że Miedwiediew jeszcze zdoła być rzeczywistym przywódcą, jest coraz mniejsza. Jest też coraz więcej przesłanek, aby podejrzewać, że Putin nie ma zamiaru schodzić ze sceny politycznej i pretenduje do zostania antykryzysowym managerem.
- Jakie to przesłanki?
- To właśnie Putin podczas zjazdu Jednej Rosji 15 listopada złożył propozycje, jak wychodzić z kryzysu. To właśnie Putin zaproponował tzw. pakt antykryzysowy. Miedwiediew w wystąpieniu kilka dni wcześniej właściwie w ogóle nie poruszył tego palącego problemu. Opowiadał o technicznych detalach i o tym, że trzeba wydłużyć kadencję prezydenta.
- Miedwiediew jest już spaloną kartą?
- Choć wciąż będzie tracić w sondażach, na takie stwierdzenie jest jeszcze za wcześnie. Być może trzymanie Miedwiediewa do końca jego kadencji będzie wygodne dla elit. Wziąłby na siebie odpowiedzialność za kryzys, a później, gdy wszystko co najgorsze już minie, przyjechałby Putin na białym koniu. Kryzys wymusza rozpatrzenie kilku wariantów.
- Czy możliwy jest taki wariant: prezydentem zostaje Putin, ale skala kryzysu przerasta go?
- Oczywiście. Jest to bowiem taki kryzys, nad którym władza ma bardzo ograniczoną kontrolę. Dopóki są środki z rezerw finansowych, dopóki ceny ropy są wysokie, może da się jeszcze w miarę swobodnie oddychać. Ale już za pięć lat nie dadzą rady wyprowadzić kraju z depresji.
- Jaki ponowna i długa prezydentura Putina będzie miała wpływ na stosunki Unia Europejska - Rosja?
- Nie sądzę, aby Putin odrzucił swoją doktrynę i zmienił politykę zagraniczną. Ale mogą zaistnieć dwie sprzeczne tendencje. Na poziomie elit Putin postara się zbudować porozumienie z Zachodem, gdyż z kryzysu zawsze lepiej jest wychodzić razem niż osobno. Ale pozostanie społeczeństwo - sfrustrowane, bo dotknięte kryzysem - i Kreml postara się znaleźć dla niego wroga. A na takiego najlepiej nadaje się Zachód, zwłaszcza Ameryka. Wiele będzie zależało od tego, jaką nowy prezydent USA będzie prowadził politykę wobec Rosji. Kremlowi nie jest na rękę konfrontacja z Ameryką i może się starać zbudować modus vivendi z Obamą.
- A czy cios, jaki życiu gospodarczemu i społecznemu zadał kryzys, może się przenieść na życie polityczne - czy może wynieść do władzy nowego człowieka?
- Ludzie władzy - te 50-100 najważniejszych osób rodem z leningradzko-petersburskich kręgów Putina, których związki są mocno scementowane - są przygotowani na taką ewentualność, że po upadku jednego czy drugiego lidera będą musieli znaleźć trzecią twarz. Na pewno mają kandydatów na nowych liderów.
- Ale ja pytam nie o nową twarz tej samej ekipy, lecz kogoś zupełnie nowego - nową formację, nową osobowość...
- Na razie nie ma takich ludzi, ponieważ ta władza wycięła wszystko - wszystkie kwiaty i całą trawę. Jednak w czasie wielkiego kryzysu, o czym wiemy z historii Polski, zawsze podnosi się fala. Podnosi się ona na salonach - gdzie dochodzi do podziałów - i podnosi się na ulicach. Kto wie, co ona przyniesie?
Lilia Szewcowa
Rosyjska politolog, wiceprzewodnicząca Programu Instytucji Politycznych w moskiewskim centrum Carnegie.