Spekuluje się, że tylko za jeden wykład na konto Wałęsy wpłynie nawet 100 tys. euro (340 tys. zł)! Czyżby były prezydent całkowicie sprzedał się irlandzkiemu milionerowi? A może za wszystkim kryje się chytry plan powrotu Wałęsy do wielkiej polityki?
Wczoraj Wałęsa oficjalnie potwierdził: jadę do Madrytu na kongres Libertasu. - W związku z poniewieraniem mnie, z posądzeniem o to, że się sprzedałem, przedłużam tę akcję - wypalił w swoim stylu były prezydent. Jednoznacznie dał do zrozumienia, że nikogo słuchać się nie zamierza, a lawina krytyki, która spadła na niego po występie na rzymskim kongresie Libertasu, tylko zmobilizowała go do działania. Polscy politycy Libertasu przyznają, że to dopiero początek współpracy Wałęsy z irlandzkim milionerem. - Ten układ jest korzystny dla nas, ale opłaca się także Wałęsie. Pokazał, że jest samodzielnym, niezależnym graczem - przekonuje Artur Zawisza. Niechętnie mówi o tym, ile Wałęsa zarobi na współpracy z Ganleyem. - Żadnych umów nie widziałem - ucina. Zawisza nie wyklucza, że Lech Wałęsa pojawi się w Warszawie na majowym kongresie Libertas Polska. A te doniesienia nie podobają się politykom PO (do tej pory Wałęsa wspierał Platformę). - Mamy problem. Wałęsa musi zdecydować, w której gra drużynie - mówi nam jeden z polityków Platformy. Wczoraj byłego prezydenta skrytykował również minister Radosław Sikorski (46 l.).
Ale niewykluczone, że to dopiero początek problemów PO z byłym prezydentem. Coraz częściej mówi się bowiem, że przy pomocy Ganleya, a przede wszystkim jego pieniędzy, Wałęsa chce wrócić do wielkiej polityki, a konkretnie wystartować w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. A to raczej nie ucieszyłoby Donalda Tuska (52 l.).