To miała być miłość na dobre i na złe. Poznali się jeszcze jako dzieciaki i praktycznie razem dorastali. - On poza nią świata nie widział. Wszystko robił dla niej, całe życie jej podporządkował - mówi pogrążona w żałobie Lena, siostra Adriana.
Nie wierzy, że jej spokojny brat, który nigdy nie miał konfliktu z prawem i brzydził się przemocy, skrzywdziłby swoją narzeczoną. W życiu Adriana i Moniki wszystko układało się dobrze. Adrian pracował w fabryce autobusów, dobrze zarabiał i razem z Moniką wynajmował mieszkanie w Wągrowcu (woj. wielkopolskie). Niczego im nie brakowało. - Gdy chcieli coś więcej kupić, Adrian wyjeżdżał do Niemiec dorobić. Dla niego najważniejsza była ona - przekonuje siostra mężczyzny.
Aż pewnego dnia, gdy Adrian wrócił po pracy, w mieszkaniu nie było już ani Moniki, ani jej rzeczy. - Po prostu odeszła, z dnia na dzień, zamówiła firmę transportową i się wyprowadziła - opowiada pani Lena.
Od tamtej pory zdezorientowany zakochany mężczyzna nie wiedział, gdzie się podziać. - Miał depresję, myślał o samobójstwie, nie chciało mu się wstawać do pracy. Pytał nas: kim jestem, skoro mnie rzuciła? - mówi rodzina. Wiele razy próbował się kontaktować z ukochaną, ale ta nie chciała z nim rozmawiać.
Jak twierdzi jednak Monika, pewnej nocy, gdy wracała do domu, Adrian napadł na nią, zaciągnął do mieszkania i zmusił do seksu. O gwałcie doniosła policji, a śledczy od razu ruszyli do zatrzymania mężczyzny. Nie zdążyli jednak tego zrobić. Adriana znaleźli powieszonego na drzewie. Teraz wągrowiecka prokuratura prowadzi już dwa śledztwa.
- Jedno w sprawie zawiadomienia o gwałcie, drugie w sprawie samobójstwa - mówi Magdalena Mazur-Prus z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.