Ustawa, nad której założeniami obecnie pracują ludowcy, ma na celu ochronę zdrowia dzieci w wieku dojrzewania przez ograniczenie dostępu do śmieciowej żywności. Chodzi m.in. o produkty zawierające zbyt wiele cukru, soli, tłuszczy, barwników czy wzmacniaczy smaku. W praktyce oznaczać to może, że ze szkolnych sklepików zniknie wszystko to, co dzieci lubią najbardziej: kolorowe napoje, czipsy, paluszki i batony.
Ludowcy przekonują jednak, że takie bolesne dla młodzieży zmiany są potrzebne. I przytaczają wyniki badań Światowej Organizacji Zdrowia. - To wyjdzie dzieciom na dobre. Nie może być tak, że według badań, które przeprowadzono w Polsce, aż 29 proc. 11-latków ma już nadwagę - mówił niedawno w rozmowie z Tok FM przewodniczący klubu parlamentarnego PSL Jan Bury (49 l.). A ta liczba z roku na rok się powiększa. Oprócz sklepików śmieciowe jedzenie miałoby zniknąć z automatów znajdujących się terenie szkół oraz menu stołówek. Wprowadzono by też zakaz reklamowania na terenie szkół produktów zawierających szkodliwe składniki. Podobne rozwiązania obowiązują już w Kanadzie, na Łotwie, we Francji oraz w Anglii.