Syn byłego prezydenta ostatnio sam skontaktował się z naszym dziennikarzem. Było około 3.30 nad ranem, kiedy zadzwonił.
- Jestem w kiepskim stanie, chcę iść na odwyk - powiedział słabym głosem i poprosił o spotkanie. Ale kiedy już nasz reporter przyjechał do cieszącego się złą sławą bloku w Toruniu, Wałęsa zdawał się nie pamiętać całej rozmowy. Wesoło spędzał czas w towarzystwie swoich sąsiadów, było od niego czuć alkohol. - Nie podoba mi się, co o mnie piszecie, ale to prawda i nie będę protestował - rzucił tylko i wrócił do zagadywania kompanów.
O wytłumaczenie całej sytuacji poprosiliśmy doktora Woronowicza, eksperta w leczeniu alkoholików.
- Ktoś, kto postępuje w ten sposób, najpewniej chce zaszantażować swoich bliskich. Potrzeby taka osoba może mieć różne. Może chodzić o zwykłe wsparcie finansowe, ale może i być to poważne wołanie o pomoc. W takim wypadku w chorym coś drgnęło, sam widzi, w jakim jest stanie, i chce przestać pić. Taka osoba powinna jak najszybciej udać się do specjalisty, iść na terapię. Innej drogi nie ma - przestrzega ekspert.