Zaczęło się od wpisu na blogu Palikota, który typował „blef 2010 roku”. Były już poseł wytknął premierowi Donaldowi Tuskowi obłudne zachowanie podczas uroczystości pogrzebowych prezydenckiej pary. Jego zdaniem szef rządu nie dał po sobie poznać, że doskonale wie kto tak naprawdę przyczynił się do tragedii pod Smoleńskiem.
- Kiedy w kwietniu 2010 roku Donald Tusk żegnał, w czasie pogrzebu, prezydenta Kaczyńskiego w Warszawie czy na Wawelu wiedział, że to były prezydent Polski Lech Kaczyński wydał rozkaz do startowania z lotniska w Warszawie do Smoleńska. I, że zrobił to, pomimo braku informacji o pogodzie na miejscu lądowania – w Smoleńsku. I choć pilot odmówił lotu, to generał Błasik rozkazał mu, w imieniu prezydenta, aby leciał – napisał Palikot 6 stycznia.
Przeczytaj koniecznie: Palikot: Lech Kaczyński ma krew na rękach. Jego głupota i pycha doprowadziły do tragedii
- Na Wawelu w teatrze obłudy stali ramię w ramię Tusk i Kaczyński. Stali pod czujnym okiem kardynała Dziwisza liczącego swoje korzyści w obliczu roli jaka odegrał w tym spektaklu – dodał. - Nam zostanie w sercach jak zwykle; iluzja, że zdarzyło się coś bardzo ważnego, symbolicznego, a nie, że po prostu znów ktoś się wygłupił i wydał idiotyczny rozkaz. W naszej ojczyźnie fałszywi bohaterowie są bezkarni. Prawdziwi – martwi! - ocenia założyciel Ruchu Poparcia.
Sprzymierzeńcem Palikota stał się nie kto inny, tylko sam były prezydent Lech Wałęsa, który także aktywnie udziela się na swoim blogu. - I choć pilot odmówił lotu, to generał Błasik rozkazał mu, w imieniu prezydenta, aby leciał a ja LW. dodaję pod usilną namową , PRESJĄ brata JAROSŁAWA” - wtrącił od siebie wróg braci Kaczyńskich.