Szczere gorzkie, przepełnione bolesną świadomością porażki wyznanie, na jakie zdobył się syn byłego polskiego prezydenta, do głębi poruszyło naszych Czytelników. Pan Sławomir przyznał, że osiągnął samo dno. Stoczył się w chorobę alkoholową tak bardzo, że zostawił rodzinę i wybrał picie w pełnej karaluchów, obskurnej kawalerce.
Wiele kosztowało go, aby spotkać się z naszym dziennikarzem i opowiedzieć mu o swoim życiu. Przez kilka godzin opowiadał o tym, jak staczał się w nałóg. Jak po drodze stracił wszystkich, których kocha, na których mu zależy.
Czy widzi szanse na wygrzebanie się z tego dna? - Albo przestanę pić, albo się zapiję na śmierć. Innej drogi nie ma. Z chorobą alkoholową jest tak, że tylko można ją zatrzymać. Nie można się wyleczyć z alkoholizmu. Możesz nie pić jakiś czas. Ale potem wracasz do picia. Wracasz do punktu wyjścia. To jest ciąg i ja jestem w takim ciągu. Nie potrafię przestać pić - przyznaje dziennikarzom "Super Expressu" Sławomir Wałęsa.
Syn legendarnego przywódcy Solidarności Lecha Wałęsy (70 l.) to wrak człowieka. Unika ludzi, nie tylko rodziny i przyjaciół, ale i sąsiadów. Pije w czterech ścianach maleńkiego mieszkania w Toruniu, w bloku o wyjątkowo złej sławie. Rzadko z niego wychodzi. Jedyne miejsce, do którego chodzi, to pobliski sklep. Kupuje w nim alkohol. Jedzenie zamawia przez telefon.
Rodzinę zostawił, bo jak mówił, nie chciał jej dłużej krzywdzić. Dlaczego woli picie w samotności? - Ludzie to albo chcą ode mnie pieniędzy, albo chcą wykorzystać mnie ze względu na nazwisko. Nie mam zaufania do nikogo. Dlatego trzymam się od ludzi z daleka - tłumaczy.