Zaczęli się spotykać ponad dwa lata temu. Na początku wszystko wyglądało jak w bajce, Mariusz nosił Anię na rękach i nieba chciał jej przychylić. Z czasem zaczął pokazywać swoje gorsze cechy. - Gdy sobie wypił, wszystko Ani wypominał, był złośliwy - mówi Halina D., matka dziewczyny. W końcu Ania nie wytrzymała presji i postanowiła skończyć związek. - Chciała się skoncentrować na nauce. W tym roku robi maturę - mówi matka dziewczyny.
I wtedy zaczął się koszmar. Mariusz, na co dzień pracownik drukarni, nie potrafił pogodzić się z odtrąceniem. - Wystawał pod naszymi oknami po nocy, prosił, żeby Ania do niego wróciła. Wypisywał SMS-y, że jak do niego nie wróci, to się zabije - mówi pani Halina. Zdesperowany mężczyzna próbował nawet się otruć, ale szybko go znaleziono i płukanie żołądka uratowało mu życie. Nie na długo.
Było już po północy, gdy wsiadł do swojego samochodu i ruszył prosto przed siebie. Na prostej, mało uczęszczanej drodze niedaleko domu Ani wjechał w jedyne drzewo stojące na poboczu. - W wiosce nikt nie ma wątpliwości, że zrobił to specjalnie - mówi pani Halina. Mariusz musiał jechać z dużą prędkością, bo z auta niewiele zostało. Policja z prokuraturą prowadzą śledztwo w sprawie wypadku.